Zdradzony przez ojca, czyli klątwa pokoleń
grudzień 8, 2007 | Opublikowany przez w Rodzice i dzieckoWłaściwie nie miałam w planach kontynuowania tematu ojcostwa, bo w końcu świat nie kręci się wokół samych tatusiów 😉 . Jednak w międzyczasie sięgnęłam po książkę znanego w Polsce psychoterapeuty – Wojciecha Eichelbergera, którego nazwisko przewinęło się także w Wyborczej przy okazji wspomnianej przeze mnie akcji „Powrót taty”. Książka ta – „Zdradzony przez ojca” – tak mnie poruszyła, że po prostu nie wytrzymam i muszę wtrącić o niej swoje trzy grosze. Poruszyła mnie nie w tym sensie, że wycisnęła łzy wzruszenia, tylko wywołała bóle głowy, trudności z zaśnięciem, ścisk w żołądku, odruchy wymiotne i generalnie wszystko co najgorsze 😉 . Jednym słowem kac psychiczny, który mi – osobie bardzo pogodnej – przydarza się naprawdę rzadko.
Sam autor podaje, że motywacją do napisania tej książki była chęć przyjścia z pomocą mężczyznom (jego samego nie wyłączając) i książka ma wyjaśnić przyczyny zagubienia mężczyzn w dzisiejszym świecie, a najważniejszą z nich jest załamanie procesu przekazu pozytywnego wzorca męskości pomiędzy ojcem i synem. Założenie niby szczytne, ale po pierwsze – owe wyjaśnienia sprowadzają się do przedstawienia w książce iluś tam czarnych scenariuszy rodzinnych (zamiast „czarnych” powinnam chyba użyć „makabrycznych”), a sposób ich przedstawienia sprawia wrażenie, jakby to była cała i jedyna prawda o świecie. Jednym słowem rzeczywistość w krzywym zwierciadle, albo jakiś zmutowany świat.
Po drugie, kiedy czytelnik już przejdzie przez te wszystkie negatywne wzorce i odkrywa (prawdopodobnie) dlaczego jest dziś takim kiepskim mężczyzną lub takim kiepskim ojcem (nie mówiąc już o tym, że ja – jako samotna matka – „odkrywam”, jak beznadziejnie fatalnym rodzicem jestem dla swojego syna) – gdy już przejdziemy przez całe to psychiczne bagienko – autor zostawia nas nagle samym sobie. Bo książka się w tym miejscu kończy. To tak, jakby wrzucić kogoś do głębokiego dołu z fekaliami, powiedzieć mu: „Źle się tam czujesz? To normalne w twojej sytuacji.” – i spokojnie odejść, zostawiając nieboraka w tym hm… stanie zanurzenia 😉 .
Ja nie twierdzę, że świat przedstawiony przez Eichelbergera jest nieprawdziwy. Ale irytuje mnie to, że pewien wycinek rzeczywistości jest przedstawiany jako cała o niej prawda. Irytuje mnie cynizm bijący z jej treści, co moim zdaniem potwierdza to, że autor traktuje tę książkę głównie jako autoterapię (czego zresztą nie ukrywa), natomiast niekoniecznie chce pomóc innym. Choćby taki fragment:
„Ojcowie chcą mieć synów, więc gdy brzuch przyszłej matki choć trochę urośnie, niecierpliwie domagają się badania USG, żeby na ekranie monitora zobaczyć, co też ich dziecko ma między nogami. Wybucha wielka radość, gdy okazuje się, że narodzi się chłopiec. Prawdę mówiąc, nie wiadomo, dlaczego ta radość wybucha. Ojcowie powinni przecież wiedzieć, że życie mężczyzny nie jest sielanką. Mimo to cieszą się – z przyzwyczajenia czy z nawyku.”
Nie wiem, czy to mnie miało rozśmieszyć, czy wzbudzić współczucie dla autora – mężczyzny.
Kim jest dla Eichelbergera ojciec? To człowiek, na którym ciąży klątwa pokoleń. Bo zdradził go jego ojciec, którego też zdradził jego ojciec, którego też zdradził jego ojciec. I tak moglibyśmy dojść do Adama i Ewy 😉 . Zdradził, to znaczy był nieobecny w życiu syna, bo odszedł od jego matki, albo uciekł w pracę, albo był pantoflarzem- ciamajdą i poddał się dominacji żony.
Zdradzony przez ojca syn zostaje „rzucony w objęcia matki” (czytaj: rzucony na pożarcie, a właściwie na kastrację 😉 ). Jest to na ogół samotna matka, która w oczach Eichelbergera jest z natury rzeczy ” przemęczona, zniecierpliwiona, rozżalona. Robi co może, żeby jak najsilniej związać ze sobą syna(…). Nosi pokłady gniewu, który dotyczy ojca, ale który pod jego nieobecność łatwo przelewa się na dziecko”. Mało tego – „matka, świadoma przemijania, nie licząc już na spotkanie nowego partnera, zaczyna pokładać w synu nadzieję, że stanie się on w jej życiu zastępczym mężczyzną, opiekunem i oparciem”. Jeśli chcesz znać dalszą część tego scenariusza lub inne jego wersje – znajdziesz je w książce. Choć – jeśli jesteś osobą łatwo popadającą w depresje – to osobiście odradzam zagłębianie się w dalsze treści…
Boże jedyny – czego ja się nie dowiedziałam o sobie po przeczytaniu tej książki… O sobie i dwóch milionach innych kobiet, bo ponoć tyle jest samotnych matek (jedna czwarta polskich rodzin). Jak dodamy do tego rodziny całe, ale patologiczne (ojciec alkoholik albo stosujący przemoc fizyczną albo jeszcze inne anomalie), jak również całe, ale ojciec pracoholik lub całe, ale ojciec ciamajda, lub całe ale ojciec kobieciarz – no to rzeczywiście obraz nakreślony przez Eichelbergera jest porażający. I to wszystko oczywiście przez to, że dzisiejsi ojcowie zostali zdradzeni przez swoich ojców – też nieobecnych fizycznie lub uzależnionych od alkoholu, agresji czy kobiet… a matki nie są w stanie wychować chłopca na zdrowego psychicznie mężczyznę, bo – jak to autor określa – psychicznie go kastrują.
Taaa… klątwa pokoleń… Ja mam tylko jedno pytanie – gdzie jest w tym wszystkim miejsce na uznanie faktu, że człowiek jest istotą myślącą? Że nie jest ani źle zaprogramowanym robotem, ani zwierzęciem kierowanym jedynie przez instynkty? Że ma umiejętność odróżniania dobra od zła? Że ma często chęć rozwijania się, stawania się lepszym, zdobywania wiedzy, by nie popełniać w życiu zbyt wielu błędów? Gdzie jest w tym wszystkim miejsce na odpowiedzialność człowieka za własne czyny?
Owszem – dzieciństwo może wyjaśniać, dlaczego mamy problemy z tym czy z tamtym. Ale przede wszystkim powinniśmy się zająć szukaniem rozwiązań. Szukaniem wzorców, pracą nad sobą. Czytając tę książkę, liczyłam na to, że przynajmniej na końcu autor poda jakąś wskazówkę – co robić, by te negatywne wzorce przełamać? Doszłam z trudem do ostatniego rozdziału „Jak pomóc synowi” i tam kilka zdań o tym, że ojciec powinien być obecny w życiu syna. To właściwie wszystko. Nic na temat tego, co ma zrobić dorosły już syn, który stał się ojcem i chciałby sobie poradzić ze swoim przygniatającym bagażem doświadczeń z dzieciństwa. Nie mówiąc już o chłopcach, którzy teraz – chcąc nie chcąc – są wychowywani bez ojca. Dla nich według Eichelbergera nie ma zdaje się już żadnego ratunku…
A ja nie wierzę w klątwę pokoleń. Wierzę w człowieka i jego wolę podejmowania wysiłku, by stawać się lepszym człowiekiem. Naiwność? Być może. Ale dzięki tej „naiwności” życie jest dla mnie cudownym przeżyciem i żadne doświadczenia dzieciństwa tego nie zmienią. Bo wiem, że kształt mojego życia i jakość mojego rodzicielstwa zależy tylko i wyłącznie ode mnie.
Możesz śledzić komentarze dodawane do postu przez RSS 2.0 Możesz zostawić komentarz, lub trackback.
Z okazji Nowego Roku, chcialam zlozyc Pani najserdeczniejsze zyczenia.
Miniony rok
to wiele wartosciowych, bezcennych i bardzo potrzebnych nam wszystkim
wiadomosci, ktore Pani nam przekazala. Ja moge powiedziec, ze Pani artykuly byly dla mnie inspiracja i pokazaly wiele ciekawych, madrych rozwiazan w temacie – dziecko i jego rozwoj.
Angielski dla dzieci jest na bardzo wysokim poziomie, ucza sie nie tylko dzieci, ale i dorosli, ja i moja mama, ktora ma juz prawnuki. I bardzo sobie chwali i ceni wszystkie materialy ktore tutaj znajduje.
Pani Jolu, wykonala Pani wspaniala prace! Gratuluje!
Dziekuje!
Dziekuje za wspaniale ksiazki, ktore Pani napisala!
Niech Nowy Rok bedzie pelen sukcesow w tej ciezkiej pracy!
I zycze Pani wiele szczescia i milosci w zyciu osobistym oraz
pociechy z kochanych dzieciaczkow.
Happy New Year!
Dziękuję Pani Krystyno :). Pani towarzyszy mojemu serwisowi prawie od początku, wspierając mnie na każdym etapie pracy. Jestem za to bardzo wdzięczna.
Również życzę wszystkiego dobrego, a przede wszystkim trzymam mocno kciuki za zdrowie wnuczka. By nadchodzący rok przyniósł Pani rodzinie więcej radości i spokoju. No i serdecznie pozdrawiam Pani mamę 🙂
ORZECZENIE
Sądu Koleżeńskiego Polskiego Towarzystwa Psychologicznego
w sprawie przeciwko kol. Wojciechowi Eichelbergerowi (członek o/ warszawskiego PTP) wniesionej przez Pana Tomasza Hołuja.
Sąd Koleżeński PTP po zapoznaniu się z dokumentacją sprawy i wysłuchaniu wyjaśnień złożonych przez kol. Wojciecha Eichelbergera, jego męża zaufania kol. Zofię Milską-Wrzosińską oraz pana Tomasza Hołuja uznał, że psycholog Wojciech Eichelberger naruszył postanowienia Kodeksu etyczno-zawodowego psychologa w punkcie 2 i 3 „Zasad ogólnych”, punktach 14 i 17 rozdziału „Psycholog jako praktyk”, oraz w punkcie 44, 45 i 47 rozdziału „Psycholog jako nauczyciel i popularyzator” i postanowił wymierzyć karę zawieszenia w prawach członka PTP na okres 1 roku oraz karę opublikowania prawomocnego orzeczenia w ogólnopolskich mediach PTP.
Bardzo dziękuję za tę informację. To trochę wyjaśnia sprawę 🙂
No tak… doczytałam jeszcze trochę o tej sprawie.
Panie Tomaszu – bardzo mi przykro. Tylko tyle mogę powiedzieć…
Witam Panią,
Zanim skrytykuje Pani mechanizmy i zjawiska znane każdemu psychologowi proszę się trochę dokształcić. To, co napisał Eichelberger nie jest żadnym odkryciem – każdy psycholog, psychoterapeuta i psychiatra na świecie posiada tą wiedzę. Polecam chociażby Pani książkę pt.
„żyć w rodzinie i przetrwać”, w której bardziej dokładnie opisane są te właśnie mechanizmy psychologiczne, które Eichelberger nazwał klątwą pokoleń. W teologii chrześcijańskiej na przykład, klątwa pokoleń nazywana jest grzechem pierworodnym. Symboliczne jej zmazanie następuje poprzez chrzest, a następnie poprzez rozwój duchowy w dorosłym życiu i odcięcie więzów przeszłości przez Boga.
Panie Pawle,
chyba nieuważnie czytał Pan mój wpis. Ja nie kwestionuję mechanizmów, tylko sposób podejścia do nich. Eichelberger przedstawił świat w tak czarnych barwach i na dodatek bez żadnych praktycznych rozwiązań, że naprawdę nie wiem, jaki był cel pisania tej książki. Dokonał wielu przejaskrawień i uogólnień. Jest to moim zdaniem uproszczony obraz sytuacji, na dodatek nie dający żadnych wskazówek, co z tym wszystkim zrobić.
Przedstawiłam swoje zdanie i nadal go nie zmieniam. Problemy rodzin dysfunkcyjnych znam – można powiedzieć – od podszewki. Mam jednak nieco inne podejście do problemu. Nie usprawiedliwiam swoich działań wydarzeniami z dzieciństwa, tylko szukając własnych dróg, biorę pełną odpowiedzialność za własne życie. U Eichelbergera człowiek jest bezwolną istotą, zależną tylko od mechanizmów i okoliczności. Ja takiego obrazu człowieka nie akceptuję.
„Taaa… klątwa pokoleń… Ja mam tylko jedno pytanie – gdzie jest w tym wszystkim miejsce na uznanie faktu, że człowiek jest istotą myślącą? że nie jest ani śle zaprogramowanym robotem, ani zwierzęciem kierowanym jedynie przez instynkty? że ma umiejętność odróżniania dobra od zła? że ma często chęć rozwijania się, stawania się lepszym, zdobywania wiedzy, by nie popełniać w życiu zbyt wielu błędów? Gdzie jest w tym wszystkim miejsce na odpowiedzialność człowieka za własne czyny?”
Wydaje mi się że człowiek jest osobą bezwolną wtedy kiedy nie jest świadomy, wtedy kiedy wie że ma wybór i inną drogę… wtedy może wybrać. Wiele osób wynosi zachwania z domu i powiela taki schemat (teoria słuszności czy jakoś tak to się nazywa) Ojciec powinien tylko utrzymywać rodzinę a wychowanie należy do matki. Wiele osób w miom środowisku ma taki właśnie problem. Ale co do tej ksiażki oczywiście jest w niej wiele rzeczy które pomogły mi zrozumieć swoje zachowanie, wskazówek co prawda nie ma ale możemy je sami wysnuć („…człowiek jest istotą myślącą”). W każdym razie książka bardzo mi pomogła…
Pozdrawiam 🙂
Zauważyłam, że książka budzi różne, wręcz skrajne emocje. Jednych zdecydowanie odpycha, innym wiele wyjaśnia. Będąc dziś na stronach Liderii, widziałam nawet ten tytuł na liście bestsellerów.
Tak już pewnie jest, że różne książki są przez różnych ludzi inaczej odbierane – wszystko zależy od dotychczasowych doświadczeń, posiadanych zasobów wiedzy czy upodobań. Jeśli ktoś nie zdaje sobie sprawy z własnych mechanizmów działania, to na pewno taka książka otwiera oczy… Choć jak na mój gust – robi to zbyt brutalnie i obcesowo 🙂 . Ale o gustach się nie dyskutuje. Jeśli taka forma przedstawienia wiedzy niektórym pomaga, to oczywiście dobrze, że książka powstała. Ale z pewnością nie jest to książka dla każdego.
„Wydaje mi się że człowiek jest osobą bezwolną wtedy kiedy nie jest świadomy, wtedy kiedy wie że ma wybór i inną drogę – wtedy może wybrać.” – a to jest święta racja 🙂 Podpisuję się pod tym rękami i nogami 😉
no coz, ja jako facet po przeczytaniu nie mialem az tak glebokich przemyslen – pewnie dlatego ze odebralem te ksiazke osobiscie – znacznie bardziej niz kobieta, ktora nigdy (ja takiej nie znam) nie zauwaza jak bardzo inaczej ojciec traktuje swe pociechy plci zenskiej od meskiej (, a z wieloma rozmawialem i wszystkie sie odzegnuja od takiego ujecia sprawy – „no przeciez nie moze tak samo traktowac dziewczynki i chlopca…” – wybacznie ale pewne zasady sa takie same a ojcowie je nagminnie naginaja – zapewne podswiadomie, ale tak zostali nauczeni badz sie nauczyli, co faktycznie na jedno wychodzi – nigdy sie do tego nie przyznajac!)
zeby byla jasnosc – nie do kobiet uderzam a do ksiazki.
to prawda ze nie ma tam slowa o tym jak sobie pomoc, nie ma slowa otuchy, slowa „odwagi” mowiacego – wtedy a wtedy trzeba zrobic to a to – w uproszczeniu na tym polega terapia, a nie na pokazywaniu jak bardzo zostalem skrzywdzony i doprowadzeniu de facto do jeszcze wiekszej deprechy
jest to ewidentna wada, nie ma nic wspolnego z terapia – raczej z freudowsko jungowska mania wyjasniania czarno na bialym czarnej rzeczywistosci
jest tam jednak kilka rzeczy ktore warto wiedziec, a mianowicie
po 1) czego tam nie napisano ale to powiem:
kluczem do zmiany jest uswiadomienie sobie problemu – czesto jest tak ze wyczuwamy cos i wiemy nawet co jest nie tak, ale dopoki swiadomie nie nazwiemy problemu problemem, to przeplynie on kanalem podswiadomosci do swego celu i wywola swoja celowa podswiadoma reakcje a my przez to nie tylko naprawimy problemu, nie zmienimy swojej wyuczonej (sic!) reakcji ale kolejny raz ja powtarzajac jeszcze bardziej ja utrwalimy – tak dziala nasz mozg – uczymy sie powtarzajac jakas czynnosc, a z kazdym powtorzeniem autostrada neuronowych polaczen dotyczacych tego konkretnego doswiadczenia sie poszerza, i poglebia przez co jeszcze trudniej na jest z nia walczyc.
po 2) juz osobiscie – dowiedzialem sie jak bardzo rodzice (tak naprawde oboje – kazde na swoj sposob) probuja kontrolowac wszystkie aspekty zycia swego dziecka – „albo bedzie po mojemu albo wcale” (nie zawsze zreszta trzeba to wypowiadac na glos – jest milion sposobow zeby to zrobic bez slow)
po 3) jak bardzo rodzice staraja sie wychowac dziecko na takie jak on ( i jak barzdo sie do tego nie przyznaja – niechby kazdy rodzic szczerze odpowiedzial na pytanie: „jak mam wychowywac dziecko by byl o takie jak ja” /nie „jak ja chce” [to bylo punkt wyzej] ale „jak ja”/ i niechby choc polowie sie otwarly wtedy oczy…)
ostatecznie powiem tylko tyle ze trudno jest zachowac dystans do spraw ktore dotykaja nas osobiscie ale trzeba to robic – wyposrodkowac miedzy subiektywnym a obiektywnym podejsciem i wykorzystac wiedze ktora stad plynie
tak wiec te ksiazke wykorzystac jako uswiadomienie a terapii szukac gdzie indziej
„kluczem do zmiany jest uświadomienie sobie problemu”
Zgadzam się z tym, jednak u wielu osób uświadomienie sobie problemu prowadzi jedynie do usprawiedliwiania swojego zachowania. „Jestem taki i taki? Aha, teraz już wiem, dlaczego. No cóż, taki mój los”. Dokonanie w sobie zmiany wymaga długotrwałego wysiłku, pokonywania wielu barier, i to tych najgorszych barier, bo tkwiących wewnątrz nas. Nie każdemu się chce ten wysiłek podejmować. A usprawiedliwianie swojego zachowania jakimiś mechanizmami, które zaszły w przeszłości jest bardzo łatwe, a nawet przyjemne ;). Można zrzucić z siebie odpowiedzialność.
„jak bardzo rodzice staraja sie wychowac dziecko na takie jak on ( i jak barzdo sie do tego nie przyznaja ”
To prawda – bardzo trudno jest wielu rodzicom uznać autonomię i indywidualizm swojego dziecka i pozwolić mu realizować siebie zgodnie z jego własnymi, wewnętrznymi potrzebami i predyspozycjami. Ale myślę, że to powoli zaczyna się zmieniać.
Brawo za świetną analizę książki i streszczenie.Namawiam jednak do wiary w klątwę pokoleń bo ona bez wątpienia istnieje.Szuka pani odpowiedzi co zrobić żeby było inaczej i znalazła ją pani.Jest w książce ‚ojciec musi być z synem”. Dodajmy w sposób szczery i otwarty. Musi pokazać synowi siebie takim jakim jest. Tylko tyle. Nie musimy być psychologami. Ale czy ociec, który sam jest chłopcem w swoim dorosłym ciele może siebie pokazać. Ojciec chłopiec uważa że nie i unika tego grając przed synem twardziela, kumpla, hama,terorystę i kogo jeszcze. Ojciec chłopiec walczy z życiem, do którego nie jest przygotowany bo nie dorósł jeszcze.Miota się więc przy okazji zachowując się jak słoń w składzie porcelany wobec sowjej rodziny. Niestety sam człowiek swoim rozumem i chęciami wiele nie zdziała (w co pani wierzy). Można przeczytać wiele książek, wylać wiele łez w samotności i dalej tkwić w schematach, którym początek dało dzieciństwo. Wytowrzyliśmy je żeby przetrwać przy niedorzałym rodzicu, który nadawał dysfunkcję całej rodzinie. Bo rodzina to sprawnie dzialający mechanizm tylko wtedy gdy sprawne są wszystke części.Co zrobić żebyśmy znowu być sobą. Najpierw przydało by się żeby Bóg zesłał na nas jakieś przygnębienie zwalające z nóg(tylko cierpienie coś może zmienić)i wtedy zawlec się na terapię, a potem lata pracy 2-4 przy odnajdywaniu w siebie wypaczeń, mechanizmów obronnych i powolne odkręcanie tego. Kiedy zaczniemy osiągać efekty stajemy się wolnymi ludźmi. Nie potrzeba już wtedy walki o względy dzieci, rywalizacji z nimi, zabiegania o miłość innych.Wszystkim pozwalamy żyć własnym życiem. No i jesteśmy normalnym czowiekiem, który przeciął klątwę pokoleń i pojmuje na czym polega wychowanie dzieci czyli wspieranie ich w ich rozwoju, a nie naginanie wciąganie we własne schematy. Rób tak, bądź taki byleś nie był sobą bo to nie pasuje do mojego obrazu ciebie.
Samotka matka no cóż.Bądź z synem tylko wtedy gdy cię potrzebuje. Nie wywnętrzaj się przed nim, nie dziel się swoimi problemami. Nie szukaj u niego wsparcia.Zadbaj o to żeby miał przyjaciela w dojrzałym mężczyźnie.Wieź z nim musi powstać samoistnie nie na siłę. Nie odciągaj go od kolegów, ale badź stanowcza gdy zauważysz, że ma złych kolegów. Nie proś, nie błagaj. Dawaj jednoznaczne komunikaty bez podtekstów. Moim zdaniem to wystarczy.
Dzień dobry,
Mam podobne odczucia co do tej książki. Przechodziłem kilkuletnią psychoterapię u jednego z uczniów Eichelbergera, który najpierw uświadomił mnie jaką stratę poniosłem tracąc ojca w wieku 6 lat i dlaczego tak mi ciężko funkcjonować oraz co we mnie jest chore po czym zostawił mnie i wyjechał do innego miasta. Efekt: bezrobocie, szpital psychiatryczny z rozpoznaniem epizodu depresyjnego o nasileniu silnym.
Ciekawe po co mi ta cała „wiedza” ktora nie daje zadnej nadziei na normalne życie.
Pozdrawiam
Aaaa i jeszcze coś. Informacja od psychiatry: owszem szanowny Panie, Pański terapeuta odarł pana z mechanizmów obronnych, ale nie wypracowaliście wspólnie nic innego. Tyle tylko, że to jest jedno jedyne moje życie. Zadnego innego mieć nie będę. A mam już niemało lat.
W zasadzie to mam ochotę się zemścić, choć byłoby to absultnie idiotyczne i bezcelowe.
Panie Maćku, proszę pamiętać, że Pana życie jest W PANA RĘKACH. To Pan zadecyduje, jak ono będzie wyglądać. To Pan zadecyduje, czy chce Pan marnować swoją energię na złe wspomnienia, cierpienia i na wałkowanie złych doświadczeń, czy też będzie pan realizować w swoim życiu coś fajnego.
Tak naprawdę, w nas – ludziach – tkwi olbrzymia moc. Trzeba zdać sobie z niej sprawę i podjąć wysiłek walki o swoje szczęście. Żeby to zrobić, trzeba zdystansować się do przeszłości, wybaczyć wszystkim wszystko, co było i całkowicie zająć się tworzeniem dla siebie i swojej najbliższej rodziny (małżonek, dzieci) lepszej przyszłości.
I tego serdecznie Panu życzę.
I jeszcze coś: Przykłady orzeczenia Sądu Koleżeńskiego PTP w kontekście dot Eichelbergera w kontekscie tej dyskusji uważam za idiotyczne i głupie, co to ma do rzeczy? e facet popełnił błąd i nie jest bogiem? No nie jest. A do Pana Jacka, co to zapewne jest psychologiem lub aspiruje: nikt kto tego nie doświadczył, nie będzie w stanie pojąć co dzieje się w duszy, mózgu takiego właśnie człowieka a pan tu sztampę zapodaje: zro to i to przepracuj itp a będzie dobrze. Otóż niekoniecznie drogi Panie. To że zna się przepis na udane ciasto nie oznacza że ono się uda. Bardzo często się nie udaje.
Coś w tym jest…obciążenia pokoleniowe, klatwy, choroby, wypadki, rozwody…….Myślę jednak, że w jakiejś części los leży w naszych rękach i jeśli nawet ma wpływ na nasze życie przeszłość naszych przodków, to my jesteśmy odpowiedzialni za przyszłość naszych pokoleń. Być może łatwiej jest zrzucić odpowiedzialność na los, zamiast stoczyć walkę ( często z samym sobą)…………mówiąc szczerze, bardzo trudny i zawiły temat.
Według mnie, Pan Wojciech Eichelberger napisał wspaniałą książkę. W ogóle nie rozumiem, jak może Pani w taki sposób krytykować tak mądrego, nie tylko psychoterapeutę, ale i człowieka; choć go nie znam osobiście, jednak stwierdzam po jego książkach Uważam, że ta książka może pomóc nie tylko mężczyznom, czy samotnie wychowującym synów matkom,ale także żonom mężczyzn, którzy zostali zdradzeni przez ojców. To,ze każdy psycholog czy psychoterapeuta to wie, nie znaczy,że każdy. Myślę,że każdy ma prawo znać prawdę. Twierdzi Pani,że nasze życie kształtujemy całkowicie sami;więc mam do Pani pytanie:W takim razie dlaczego są powielane schematy? Skoro jest Pani taka mądra i potrafi Pani tak kogoś negatywnie ocenić( być może z zazdrości),że ktoś napisał tak mądrą książkę. A dlaczego jest taka pesymistyczna?? Wytłumaczę Pani- bo życie to nie bajka i w życiu na każdym kroku spotykamy się z tego typu sytuacjami. Nie jestem psychologiem, bo akurat w innym kierunku skończyłam studia,ale interesuję się psychologią i też wielu ludziom pomagam. Uważam,że tą książkę powinien przeczytać każdy, by móc zrozumieć i odnaleźć się w dzisiejszym życiu, często takie sytuacje zdarzają się w naszych rodzinach. A niby skąd jest odwieczny problem żona- teściowa? Może nie zawsze jest tylko taki problem żona-teściowa, gdy mężczyzna został porzucony przez ojca, ale Pan Eichelberger jak sam tytuł wskazuje opisał właśnie takie przypadki, gdy mężczyzna zostaje zdradzony i z jakimi problemami powinniśmy się zmierzyć. Pozwala zrozumieć dlaczego tak się dzieje. Skoro krytykuje Pani Pana Eichelbergera i jego tak znakomitą wg. mnie pozycję i twierdzi Pani,że on tylko może doprowadzić do depresji, to może Pani poda receptę na udane życie takich mężczyzn i uświadomi im Pani,ze popełniają błąd; bo chyba o to w tej książce chodzi, by zrozumieć dlaczego tak jest,a skoro uświadomią sobie,że tak jest, to może właśnie dzięki tej książce zaczną postępować inaczej, zmienią bieg, zapobiegną błędnym zachowaniom? A samotne matki, które właśnie popełniają błąd wychowawczy? Proszę też pomyśleć,ze ta książka może pomóc wielu matkom i ich relacjom nie tylko matka- syn,ale też pozwalają zrozumieć dlaczego mają np. takie problemy z mężczyznami, którzy odeszli i pozwala zrozumieć ich psychikę i problemy, z którymi muszą się zmierzyć zazwyczaj nie rozumiejąc dlaczego „ten konkretny mężczyzna” tak się zachował. Owszem,jest to smutna książka, ale rzeczywistość wygląda właśnie w taki sposób, dlatego w życiu jest tak wielu ludzi, którzy potrzebują pomocy , a ta książka ludziom, gdy tego chcą może w znaczny sposób pomóc! Dlatego nie zgadzam się z Panią,że jest ona napisana tylko po to, by kogoś przytłoczyć, zdołować itd.Jest tu cała prawda i nie każdy potrafi zdać sobie z tego sprawę,że tak własnie jest, a dzięki niej zaczyna rozumieć!Pozdrawiam i może kiedyś zmieni Pani zdanie o tej jak dla mnie rewelacyjnej książce. Myślę, że to nie tylko moje zdanie, w tym momencie mówię o swoich znajomych, którzy przeczytali właśnie tą pozycję i sądzę,ze jest ona godna polecenia!Mało tego, według mnie, to najlepsza książka w tym momencie na rynku, którą może przeczytać każdy, by zrozumieć jakie popełnia błędy; bo każdy je popełnia, nie ma ludzi nieomylnych.Pozdrawiam
Witam Pani Małgorzato,
Przede wszystkim wyjaśnijmy sobie jedno – nie krytykuję p. Wojciecha Eichelbergera. Nie znam go, więc nie mam powodu go krytykować. Natomiast zupełnie nie podoba mi się sposób, w jaki „pomaga” poprzez swoją książkę. Wyraziłam swoje zdanie, takie jakie ono jest. Pani ma prawo mieć inne zdanie 🙂
Oczywiście,że tak,ma Pani rację,każdy ma prawo do swojego zdania.No ja też nie znam osobiście p. Wojciecha, choć nie ukrywam,że byłby to dla mnie zaszczyt. Po prostu czytając Pani wypowiedzi odniosłam jednak wrażenie nie tylko swojego zdania,ale właśnie pewnego rodzaju krytyki, być może mylnie.
Dziękuję za odpowiedź i życzę Pani Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku:)
Ciekawe komentarze….
Mialbym pytanie do Ciebie,Jolanto:a jak wygladala twoja relacja z twoja matka,czy byla przy tobie jak dorastalas ,czy czulas,ze mozesz na nia liczyc ,na niej polegac,ze ufasz jej ,ze masz jej uczucie i wsparcie?
…Bo moze byc tak ,ze twoja mama odegrala swa role (mnie lub bardziej)jak trzeba,przez co pozwolila ci stac sie wlasnie ta dojrzala i silna kobieta(a taka chyba jestes,wnioskujac z twoich komentarzy)oraz przygotowala cie do doroslego zycia i stania sie dobra mama.
I jesli tak jest, to moze dlatego tak ciezko ci jest zrozumiec,ze ktos ,kto nie otrzymal odpowiednich wzorcow od swego rodzica(u dziewczynek figura ta jest matka,a u chlopcow-ojciec),bedzie borykal sie w pozniejszym zyciu z wielorakimi problemami(opisanymi dokaldniej w ksiazce),na ktore nie bedzie niestety w stanie wplynac propagowanym przez ciebie pozytywnym mysleniem/dzialaniem czy tez wiara w silna wole.
Ale moze tez byc tak,ze twoja matka zawiodla,i twoja naturalna reakcja jest to ze wyparlas ten fakt tak gleboko,ze teraz uwazasz, ze dziecinstwo nie ma az tak znaczacego wplywu na nasze pozniejsze zycie jako dorosly czlowiek…Dlatego tez tak sucho i bez zrozumienia odbierasz ta ksiazke.
Oczywiscie nie musisz tutaj odpowiadac na te pytania kwestie ,bo sila rzeczy sa natury bardzo osobistej.
Chcialem jednak sklonic cie do pewnych przemyslen i refleksji ,dzieki ktorym byc moze zobaczysz ksiazke „Zdradzony przez ojca” w innym swietle niz dotychczas.
P.S.Nie wspominam tutaj nawet o tym ,ze,uproszczajac: „kobieta z natury swej ,jest juz kobieta,a mezczyzna dopiero sie nim musi stac”,z czego wynika,ze odnalezienie tozsamosci jest dla chlopca bez figury ojca wiele wiekszym i bardziej problematyczynym wyzwaniem,niz adekwatnie dla dziewczynki-bez figury matki.
@Jolanta:
Dla zdobycia pelniejeszego obrazu fundamentalnego wplywu rodzicow/ich braku/stylu wychowania/zachowania etc. ,na zycie swych dzieci, polecam ci goraco wszystkie pozycje autorstwa Alice Miller.
Ależ ja nie neguję fundamentalnego wpływu rodziców na dzieci :). Wręcz przeciwnie, uważam, że wszystko, co robią, ma na nie wpływ. Dlatego właśnie powstał mój serwis, którego częścią jest ten blog.
Co do książki – szukanie przyczyn to dopiero pierwszy krok do zrozumienia siebie. O wiele trudniejsze jest zrobienie coś z tym dziedzictwem, które ma się w sobie. Życie płynie dalej, a my nie możemy bez końca obwiniać naszych rodziców za kształt naszego życia. Trzeba zakasać rękawy i coś zrobić ze sobą. Lamentowanie to nie jest sposób na poradzenie sobie z problemem.
Pani Jolu,
Zakwestionowala pani wartosc i prawdziwosc ksiazki jaka przed 12 lata zrobila na mnie ogromne wrazenia i sklonila do przeczytania wszystkich podonych publikacji utrzymanych na tym poziomie.
Pani ktrytykuje ksiazke na postawie subiektywnego wrazenia jakie na pani ta ksiazka wywolala. Pisze Pani ,ze poczula sie zle. A przeciez ksiazka nie jest o Pani ani nie opisuje Pani sytuacji. Czy zatem nie odezwal sie w Pani kompleks zlej matki, ktory gdzies Pani w sobie przeczuwala lub moze raczej lek przez poplenieniem bledow i staniem sie taka zla matka.A jesli tak to czy to jest powod aby krytykowac ksiazke, ktora jest taka trafna synteza relacji ojciec-syn i w zasadzie przeznaczona dla mezczyzn (dla kobiet jest kontynuacja -„KObieta bez winy i wstydu”).
Pyta Pani retorycznie czy autor nie zalozyl istnienia rozumu ktrory nam pozwoli przeciwastawic sie klatiwe pokolen i sila woli oprzec sie negatywnym wzorcom .Otoz pan Eichelberger ,wieloletni terapueta powiedzialby Pani ,ze niestety podswiadomosc bierze gore i nieuswiadomione emocje niestety kontroluja nas ,a nie odwrotnie. Ksiazka oczywiscie jak i dobra terapia nie podsunie porad, autor na pewno nie mial zamiaru pisac poradnika, a to co opisal oparl na wyniesionych z pracy terapeuty doswiadczeniach. Sila ksiazki jest tez to ze nie ocenia i nie radzi. Nie ocenia rowniez Pani jako matki, to pani ocenila sie sama.
Na koniec dodam ,ze chcialbym aby Pani pozbyla sie leku,ze jest Pani ta „zla matka” z opisu ksiazki i ze swiat jest zly i pelen patologii bo pozwoli to Pani odebrac madrosci zawarte w tej ksiace, opisane tak trafnie i prosto. Ja czytalem ja bez balastu jaki Pani w sobie nosi i odbralem te ksiazke w zupelnie inny sposob niz Pani, bardziej pomogla mi zrozumiec ograniczenia jakim poddawane zostaje nasze zycie w procesie wychowania, a ich uswiadomienie dalo mi nadzieje ,ze mozna byc lepszym wzorcem dla innch pokolen.
Zycze Pani duzo powodzenia i przyjemnych lektur.
L.Wdowiak
Panie Łukaszu, ja wolę książki tych autorów, którzy uczą, jak przełamywać negatywne schematy i wzorce dzieciństwa i jak tworzyć w swoim życiu i swoim życiem nową jakość. Do takich autorów należą między innymi Brian Tracy i Stephen Covey. Fajnie, jeśli komuś książka p. Eichelberga uświadomiła pewne rzeczy, ale to jest dopiero początek drogi. A właściwie tylko początek początku. Trzeba się rozwijać dalej, a to wymaga akceptacji faktu, że każdy z nas ma wolność wyboru. Podświadomość na początku tę przestrzeń wolności zawęża, ale dzięki odpowiedniej pracy nad sobą, ta możliwość i umiejętność dokonywania wyborów staje się coraz większa. Dodam jeszcze, że nie zmieni Pan nic w swoim życiu siłą woli, bo nie o to tu chodzi. Chodzi o zmianę sposobu myślenia.