Dziś na rozpoczęciu roku szkolnego jednym z tematów był oczywiście temat mundurków. Poczułam się trochę jak za dawnych lat, gdy uczyłam się jeszcze w szkole i gorąco pragnęłam, żeby jakaś klasówka się nie odbyła. Marzyłam, żeby nagle zdarzył się cud i nauczycielka nielubianego przeze mnie przedmiotu obwieściła, że klasówki nie będzie.

Teraz też gorąco pragnęłam, żeby zdarzył się cud i pomysł mundurków odszedł w zapomnienie. Niestety realia naszego systemu szkolnictwa są okrutne i na cuda nie ma co liczyć. Na cuda nie, ale na dziwy – tak 😉 .

Mundurki miały być rzekomo zbawienne dla dzieci, które pochodzą z biedniejszych rodzin i nie powinny oglądać „rozpasanych” strojów tych, którym się lepiej powodzi. Pomysł iście rodem z czasów komunistycznych. To dokładnie tak, jakby gospodarz domu, zapraszając do siebie gości i wstydząc się karaluchów pełzających po mieszkaniu, wydał pieniądze na wykładzinę, żeby te karaluchy przykryć. Przepraszam za to może niezbyt smaczne porównanie, ale dla mnie wydawanie pieniędzy na mundurki jest tak samo idiotyczne.

Zresztą reakcje w niektórych szkołach były naprawdę genialne. Rodzice wpadli na pomysł, żeby biedniejsi kupowali mundurki za 40 zł (tanie, ale byle jakie), a ci bogatsi – za 100 zł, bo oni przecież nie kupią dziecku mundurka z byle jakiego materiału. Efekt – w ławkach będą siedzieć dzieci w dwóch wersjach szkolnych uniformów – szczęśliwsi w wersji droższej, pechowi (bo rodzicom się gorzej powodzi) – w wersji tańszej. I całe szczytne założenie o zrównaniu wszystkich uczniów do jednego poziomu zamożności bierze tym samym w łeb…

Gdzie tu jakaś logika? Po co dzieciom oczy zamydlać, że nie ma w społeczeństwie różnic w zamożności? Żeby im nie sprawiać przykrości? Ale przecież wspomniane karaluchy i tak po jakimś czasie wypełzną spod nowiutkiej wykładziny… A dzieci po opuszczeniu szkoły i zrzuceniu z siebie mundurków natychmiast zauważą, że społeczeństwo dzieli się na bardzo biednych, biednych, średnio zamożnych, zamożnych i bardzo bogatych. Chcemy z tej informacji zrobić jakąś „miłą” niespodziankę na dobry początek dorosłego życia?

A może byłoby lepiej, gdybyśmy inaczej wykorzystali te same fundusze? Zamiast kupować jednakowe szmatki dla wszystkich uczniów – opracujmy program nowego przedmiotu szkolnego. Niech on się nazywa inteligencja emocjonalna. Albo – zaradność życiowa. Albo – moja droga do sukcesu. Albo jeszcze inaczej. Może zaczęlibyśmy w końcu uczyć nasze dzieci w szkołach, co robić, żeby NIE zaznać biedy. Nauczyć, jak stawiać sobie cele, jak się motywować, jak zdobywać praktyczną wiedzę, jak ćwiczyć wytrwałość i samodyscyplinę, jak komunikować się z ludźmi, jak uwierzyć w siebie? Z takiego przedmiotu każde dziecko wyniosłoby wartościową i bardzo potrzebną wiedzę. Mniej byłoby w przyszłości sfrustrowanych ludzi bez pracy i bez perspektyw.

Mój syn czasem opowiada mi o swoich kolegach – tych, którzy mają „wypasione” komórki, super markowe ciuchy, sprzęt do skateboardingu z najwyższej półki, a ich rodzice posiadają duże domy i po kilka samochodów. I co – jeśli ten kolega założy granatowy mundurek, to coś to zmieni?

I gdy tak słucham tych jego opowieści o tym, co inni mają, a on nie, to zawsze odpowiadam: Synku, ty również, jak dorośniesz, będziesz żył na takim poziomie, jaki sobie wymarzysz. Masz wszystko co potrzeba, by odnieść w życiu sukces. I on o tym wie i w to wierzy. Bo jego mama – że tak brzydko powiem – ma fioła na punkcie uczenia swoich dzieci inteligencji emocjonalnej 😉 .

A mi się marzy, żeby taka wiedza trafiała do WSZYSTKICH DZIECI bez wyjątku. I tych z rodzin biednych, i tych z rodzin zamożnych. I tych z rodzin tzw. normalnych, i tych z patologicznych. A zarządzenie o mundurkach – żeby przeszło do historii jako ciekawostka, która nigdy nie została wprowadzona w życie…

Komentarze (3)

Czy bieda jest dziedziczna?

kwiecień 12, 2007 | Opublikowany przez Jolanta Gajda w Edukacja finansowa dziecka

Wchodząc niedawno do sklepu, usłyszałam końcówkę rozmowy ekspedientki z klientem – mężczyzną w średnim wieku. Pan ów stwierdził z pełnym przekonaniem: „Ja wolę być biedny, ale uczciwy”. Powiem szczerze, że spojrzałam na niego trochę dziwnie, mając ochotę spytać:

Przepraszam proszę Pana, a co ma do diaska piernik do wiatraka?

Biedny ale uczciwy? A dlaczego nie: bogaty ale uczciwy? Albo po prostu: bogaty i uczciwy? To bardzo smutne, że dla wielu ludzi te dwa przymiotniki wykluczają się wzajemnie. I bardzo żal mi dzieci, które słyszą w domu takie mądrości.

Tak, bieda jest dziedziczna. Ale nie jest to obciążenie genetyczne, ale zakodowany sposób myślenia. Sposób myślenia, który wielu rodziców przekazuje świadomie lub nieświadomie młodym ludziom. Dziecko wynosi z domu przekonanie, że przynależy do określonej klasy społecznej o określonym standardzie życia i nigdy się ponad ten poziom nie wydostanie. No, chyba że znajdzie się jakiś bogaty krewny, który zostawi spadek. Albo trafi się wygrana w totolotku. Albo… spadnie manna z nieba ;-).

Co gorsza, w szkole dziecko również nic nie dowie się na temat osiągania zamożności. Nie nauczy się, jak być przedsiębiorczym, jak wykorzystać swoje atuty, by odnieść realny sukces, jak zajmować się swoimi finansami, by dostatnio żyć. Zresztą czy nauczyciele mogą taką wiedzę przekazać, skoro sami zazwyczaj ledwo wiążą koniec z końcem?

Szkoła nie nauczy Twojego dziecka inteligencji finansowej.

Dlatego Twoim zadaniem, jako rodzica, jest przekazać synowi czy córce jak najwięcej pożytecznej wiedzy o tym, jak zostać człowiekiem sukcesu. Zamożnym człowiekiem sukcesu. Bogactwo to nie jest jedynie przywilej dla nielicznych. Bogactwo to stan umysłu, który może osiągnąć każdy człowiek. Jest to pewna otwartość i gotowość na nadarzające się okazje, świadomość własnej wartości, umiejętność wykorzystania własnych mocnych stron i wreszcie – jest to traktowanie pieniędzy jako narzędzia, a nie jako celu samego w sobie.

Jeśli Tobie nie udało się zostać zamożnym człowiekiem, nie ograniczaj dziecka własnym sposobem myślenia. Czytaj dużo WŁAŚCIWYCH książek, zmień coś w swoim życiu, a przede wszystkim przekazuj nabytą wiedzę dziecku. Myślę, że warto zacząć od Bogaty ojciec, biedny ojciec” Roberta T. Kiyosaki. Zrozumiesz, czym tak naprawdę różnią się ludzie bogaci od biednych i czego bogaci uczą swoje dzieci na temat pieniędzy. Książka ta zmieniła życie wielu ludzi – w tym również moje :-).

Bogaty ojciec Biedny ojciec

Komentarze (2)

Kto chciałby być bogaty?

październik 15, 2006 | Opublikowany przez Jolanta Gajda w Edukacja finansowa dziecka

W odpowiedzi na to pytanie, z grupki około 25 dzieci, zaledwie jedna dziewczynka nieśmiało podniosła rękę. Inne milczały. Takie pytanie zadał dzieciom ksiądz w czasie niedzielnej mszy. Ciekawa jestem, jakie myśli błąkały się po głowach pozostałych dzieci…

Pomyślałam sobie wtedy, że pewnie gdyby o to samo zapytać dorosłych (szczególnie tych w kościele ;-)), efekt byłby podobny. Wielu z nas wstydzi się przyznać do tego, że chciałoby mieć więcej pieniędzy. Być zamożnym, niezależnym finansowo. Pokutuje w nas przekonanie, że pieniądze to coś złego. Że być bogatym to grzech.

A ja żałowałam, że tą dziewczynką, która podniosła wtedy rękę, nie była moja córka… (więcej…)

Komentarze (2)