Dzieci i czytanie
grudzień 1, 2006 | Opublikowany przez w Inteligencja językowaDlaczego współczesne dzieci czytają tak mało i niechętnie? Przecież pamiętam jeszcze czasy (choć było to hm… daaawno temu ;)), jak leżałam późno w nocy z latarką pod kołdrą, zanurzona w jakiejś fascynującej lekturze… Gdyby mama mnie wtedy zobaczyła – oj, dostałoby mi się :).
A teraz? Owszem, dzieciaki siedzą wieczorami, ale… przed komputerem albo telewizorem. Rodzice często przymykają na to oczy, bo w domu panuje spokój i sami mają dzięki temu trochę wytchnienia. Albo też nie reagują, bo nie mają siły walczyć z podrastającym synem czy córką.
Tymczasem wszystko jest kwestią tego, CZY i JAK WCZEŚNIE ukształtujesz w dziecku zamiłowanie do książek. Jeśli popracujesz nad tym w pierwszych latach życia malucha, to potem nie będziesz musiał go do książek gonić, ani też siłą odciągać od monitora komputera czy ekranu telewizora.
Ciekawa jestem, co byś odpowiedział na takie pytanie:
Kiedy rozpoczyna się nauka czytania?
Najczęstsza odpowiedź byłaby pewnie: w przedszkolu, w wieku 5-6 lat, gdy dziecko poznaje pierwsze literki. Zdziwi Cię więc prawdopodobnie to, co powiem: nauka czytania zaczyna się od momentu narodzin, a właściwie jeszcze w okresie ciąży. Hm… czy stanął Ci przed oczyma malutki jeszcze płód z tyci książeczką pod pachą? 😉 No, niezupełnie o to chodzi. Chodzi mianowicie o ZANURZENIE W JĘZYKU.
Żeby mały człowiek polubił czytanie, muszą być spełnione co najmniej trzy warunki:
1. dziecko jest osłuchane z językiem i jego używanie nie sprawia mu trudności
2. lubi używać języka, słuchanie i mówienie (a w dalszej kolejności czytanie) sprawia mu przyjemność.
3. dziecko ma motywację do czytania.
Zanurzenie w języku jest niezbędne, jeśli chcemy zrealizować punkt pierwszy z wyżej wymienionych. Ponieważ słuch wykształca się u dziecka jeszcze w brzuchu mamy i już wtedy słyszy ono odgłosy ze świata zewnętrznego, można i trzeba to wykorzystać. Przyszła mama, która „gada do siebie”, a właściwie do swojego nienarodzonego jeszcze dzieciaczka, robi to, co dla niego najlepsze – dba o jego rozwój (w tym przypadku językowy i emocjonalny). Podobnie działa śpiew czy słuchanie muzyki.
Gdy noworodek już wyjdzie na świat i będzie chłonąć całym sobą wiedzę na temat otaczającej go rzeczywistości, tym bardziej trzeba zadbać o to, by miał stały kontakt z językiem. Mów do dziecka jak najczęściej, opowiadaj mu różne historie, opisuj to, co widzicie dookoła, śpiewaj, recytuj wierszyki i rymowanki. Przy tym wszystkim używaj różnorodnej tonacji głosu, moduluj jego barwę, zmieniaj tempo mówienia. Niech dziecko zazna bogactwa języka i oswoi się ze wszystkimi dźwiękami. Będzie to świetny fundament pod naukę mówienia, a potem czytania.
Kolejny warunek – dziecko powinno język POLUBIĆ. Jeśli będziesz robić to, co wymieniłam powyżej, jest duża szansa, że tak się stanie. By wzmocnić ten efekt, wystarczy, że będziesz się językiem BAWIĆ. Zabaw można wymyśleć wiele: naśladowanie głosów zwierząt (oczywiście miś będzie mówił „grubym” głosem, a wróbelek „cieniutkim” :)), powtarzanie dźwięków i słów niczym echo, śpiewanie piosenek na różne sposoby (spróbuj na przykład zaśpiewać „Kaczkę dziwaczkę” najpierw tak, jak byś był rozgniewany, potem tak, jakbyś był zdziwiony, zasmucony czy rozbawiony… Możesz nadawać piosenkom różne odcienie emocjonalne, odpowiednio dostosowując do tego mimikę twarzy).
Po prostu się z dzieckiem POWYGŁUPIAJ, a zobaczysz, ile mu to sprawi radości. Jeśli maluch będzie kojarzyć naukę dźwięków, słów i języka z wesołą zabawą i śmiechem, to także w późniejszych latach potraktuje naukę czytania, pisania czy naukę języków obcych jako coś ciekawego i przyjemnego.
A motywacja do czytania? No cóż, dziecko musi wiedzieć, co książki w sobie kryją. Nie może jednak odkrywać ich uroku dopiero wtedy, gdy zaczyna naukę czytania w szkole i dukając, przedziera się z trudem przez tekst od pierwszej do ostatniej linijki. Już niemowlęciu możesz dawać specjalnie do tego wieku dostosowane książeczki z ceratki, później kolorowe książeczki z grubymi, sztywnymi kartkami, aż w końcu zwykłe książeczki papierowe. Niech będą kolorowe, pełne barwnych i ciekawych ilustracji, a później z tekstem – o dużej, wyraźnej czcionce. Czytajcie te książeczki razem – ty czytaj tekst, pokazując palcem lub patyczkiem gdzie czytasz, a dziecko niech opowiada, co widzi na obrazku albo kończy za Ciebie historię, którą już zna z wcześniejszych „sesji” z Tobą :). No i koniecznie czytaj mu bajki i opowieści na dobranoc.
Nauka czytania to temat rzeka i na pewno do niego jeszcze wrócę nie raz. A co polecam w tym temacie do przeczytania tatusiom i mamusiom? Chociażby artykuł „Dlaczego warto czytać?”, który wymienia wiele (choć oczywiście nie wszystkie) korzyści, jakie daje czytanie książek (w przeciwieństwie do oglądania telewizji).
Jeśli masz córeczkę lub synka w wieku 2-4 lat i szukasz pomysłów na zabawy, które przygotują ich do nauki czytania, to polecam dwie pozycje: „Wczesne czytanie” Pam Schiller, gdzie autorka pokazuje, jak można dziecko oswoić z poszczególnymi literami alfabetu oraz „Nauka czytania przez zabawę” Jackie Silberg, gdzie znajdziesz propozycje zabaw kształcących różnorodne zdolności, niezbędne do efektywnej nauki czytania.
Możesz śledzić komentarze dodawane do postu przez RSS 2.0 Możesz zostawić komentarz, lub trackback.
Znalazlam tutaj cenne informacje napisane pieknym, zrozumialym i ciekawym stylem. Mysle, ze dla mlodych rodzicow jest to obowiazkowa lektura. Pozwolilam sobie fragment tego artykulu umiescic na moim blogu, wsrod moich prawnuczkow. Jeden ma roczek, a drugi jeszcze jest w brzuszku. Pani Jolanto, jesli ma Pani jakies uwagi, to prosze napisac. Jak juz wspominalam jestem poczatkujaca blogerka i chetnie korzystam z dobrych rad. Serdecznie pozdrawiam !
Dziekuję za miła słowa i pozdrawiam gorąco obu (oboje?) prawnusiów 🙂 Co do blogowania – sama jeszcze raczkuję w tej dziedzinie. W razie chęci wymiany doświadczeń poproszę o kontakt mailowy (kontakt@superkid.pl).
Uwazam, ze Pani cudowna ksiazka, ktora jest rowniez osiagalna jako ebook „ABC MADREGO RODZICA” moze byc wspanialym, cennym prezentem pod choinke dla mlodych rodzicow. Skorzystali by na tym nie tylko rodzice, ale przede wszystkim ich kochane pociechy majac swiadomie wychowujacych rodzicow. Dlatego pozwolilam sobie umiescic czastke tej wspanialej Perelki na mojej stronie.
Serdecznie pozdrawiam i zycze wiele sukcesow w tej pieknej pracy.
Dziękuję Pani za pochlebną opinię. W przygotowaniu jest kolejny ebook z serii ABC Mądrego Rodzica – „Inteligencja Twojego dziecka”. Mam nadzieję, że okaże się rodzicom równie przydatny i spodoba się moim dotychczasowym i nowym czytelnikom w podobnej mierze, co „Droga do sukcesu”.
Pozdrawiam serdecznie.
Witam Pani Jolanto!
Blog fajny, pisany przejrzystym i zrozumiałym językiem i z pozytywną energią.
Wydawałoby się, że nic więcej nie potrzeba.
Osobiście uczę własne 5-miesięczne dziecko czytać i z przykrością stwierdzam, że poleca Pani książki, które mogą wyrządzić dzieciakom więcej szkód niż pożytku.
Z opisu ksiązek na stronie księgarni wnioskuję, że uczą one „Jak nauczyć Dziecko Alfabetu, a potem Składania Literek w Wyrazy, Wyrazów w Zdania”.
Tego typu nauka choćby nie wiem jak była zabawna powoduje niewykorzystanie potencjału jaki ma każdy nie tylko dziecięcy mózg.
Obie książki, które Pani poleca powołują się na nowoczesne badania i takie tam. Wszystko fajnie, ale nauka literek dla małego dziecka jest jak fizyka kwantowa dla większości dorosłych – po prostu kompletna abstrakcja.
Ja uczę swoje dziecko metodą czytania globalnego stworzoną przez Glenn’a Doman’a.
Dzieci uczone tą metodą czytają z naturalnym tempem 800 – 1200 słów na minutę, podczas gdy dzieci zaczynające naukę od literek czytają 150 snm.
Nie będę opisywał na czym polega metoda Domana, ponieważ spokojnie można znaleść informacje o tym w internecie.
Natomiast jeśli chodzi o naukę czytania w naturalnym dla mózgu tempie 1000 snm polecam ebook „Sekrety czytania”.
Do ściągnięcia tutaj:
http://www.synergia.alpha.pl/ebook/sekretyczytania.pdf
Pozdrawiam serdecznie i życzę owocnych poszukiwań wszystkim rodzicom, którzy głęboko zdają sobie sprawę, że każde dziecko jest genialne i należy samemu naprawdę wiele w sobie zmienić, aby nie ograniczać rozwoju swojego dziecka.
Witam panie Arturze,
Dziękuję za wartościowy komentarz i polecenie swojej strony.
Znam metodę Glenna Domana, wspominam o niej zresztą w swoim nowym ebooku („Inteligencja Twojego dziecka”), który niebawem się ukaże. Zarówno syn, jak i córka, uczęszczają też na kurs szybkiego czytania, znam więc również zasady stosowania podobnej techniki w stosunku do dzieci starszych i dorosłych.
Nie jestem jednak zwolennikiem twierdzenia, że każda nowa metoda, która jest aktualnie w modzie i „na topie” jest jedyną słuszną metodą i jest receptą na wszystkie problemy. Bo nie jest.
Gdy moje dzieci były w wieku Pana malucha, metoda Glenna Domana nie była jeszcze w Polsce znana i swoje dzieciaki uczyłam klasyczną metodą literek. I wcale nie musi być tak, że dla dzieci jest to niczym fizyka kwantowa. Wszystko bowiem zależy od tego, JAK uczymy dziecko, w jakiej atmosferze, jak traktujemy tę naukę i jak traktujemy samo dziecko.
Sugerowanie, iż wesołe zabawy z literkami przynoszą dziecku więcej szkody niż pożytku, jest oczywiście głęboką przesadą. Moje dzieci lubią czytać i czytają dużo i to jest najważniejsze. Prześciganie się w tym, kto czyta ile znaków na minutę, to już jest dla mnie kwestia sloganów reklamowych instytucji, które prowadzą szkolenia w szybkim czytaniu.
Nie neguję metody Glenna Domana. Jak najbardziej można ją wypróbować z własnym maluchem. Podobnie można uczyć maluszka matematyki, wykorzystując metodę kropek zaproponowaną przez Domana.
Jednak przesłaniem mojego bloga jest przede wszystkim przekonanie rodziców, że to, czy dziecko zrealizuje swój potencjał, nie zależy ani od tego, jakie stopnie w szkole mieli rodzice, ani też od tego, ile super nowoczesnych technik będą wprowadzać w edukację swojego dziecka.
Zależy natomiast głównie od tego, ile miłości okażą dziecku, ile czasu dla niego znajdą, jakie będą ich oczekiwania względem dziecka i jakie relacje z nim zbudują. Mi chodzi o to, by wychować MĄDREGO i SZCZĘŚLIWEGO człowieka, a to naprawdę nie zależy od ilości przeczytanych słów na minutę.
Niemniej jednak jeszcze raz dziękuję za Pana wpis, ponieważ jest cennym uzupełnieniem przekazywanych przeze mnie treści.
Mam trochę inne zdanie od P. Artura.
„Osobiście uczę własne 5-miesięczne dziecko czytać i z przykrością stwierdzam, że poleca Pani książki, które mogą wyrządzić dzieciakom więcej szkód niż pożytku”.
To słowa P.Artura, które absolutnie nie przekonują mnie, że osobista nauka czytania 5-cio miesięcznego dziecka to gwarantowane efekty.
A już druga część zdania raczej świadczy o tym, że P. Artur nie zna tych książek, które P. Jola poleca, przynajmniej praktycznie. Oczywiście globalne czytanie metodą Glenn’a Doman’a warte jest zainteresowania i wykorzystywania.
Zdecydowanie jednak, polecane tutaj książki przez P. Jolę, przynoszą nie tylko wiele pożytku, ale i wiele radości. To skarbnica pomysłów na świetną zabawę.
Jak uczyć i kiedy uczyć czytania? W szkole jest to sprawa bezdyskusyjna. A metody zmieniają się bardzo często. To dobrze, świadczy to o dążeniu do poszukiwania lepszych, skuteczniejszych sposobów. I tak już bedzie…
Małe dzieci „uczymy” tylko przez zabawę. Jeśli dziecko świetnie się bawi, metoda jest dobra. Moj wnuczek (1.5 roku) sam sobie wybrał metodę literkową. Podobają mu się duże, kolorowe literki, chętnie po nie sięga i lubi „popisywać” się ich znajomościa, tak jak nazywaniem nowo poznanych nazw np. zwierząt. Rodzice po jakimś czasie, dokładają mu nową literkę. Oczywiście nie zna jeszcze całego alfabetu, i nikt tego nie oczekuje. On poznaje świat i różne rzeczy, i również literki..bez sztywnej metody,… bawi się tymi literkami.
Naukę j. angielskiego rozpoczęłam samodzielnie, pózniej trochę z pomocą małych kursów. Lecz ani ja sama, ani na kursach- nie nauczono mnie alfabetu. W końcu jedna z moich nauczycielek zauważyła, że ja nie znam dobrze alfabetu (chodzi o prawidłową wymowę). Była zdziwiona, jak to może być, że jakoś posługuję się angielskim, a nie znam dobrze alfabetu. Jako dodatkowe zadanie musiałam codziennie pisać alfabet.
Tutaj u P. Joli czasem też szlifuję alfabet, słuchając, czytając i śpiewając.
Zdecydowanie uważam, że nie należy lekceważyć metody literkowej!
życzę P. Joli dużo wytrwałości w swojej pięknej pracy i wiele sukcesów!
Pani Jolu i pani Krystyno dziękuję za dalszą dyskusję i włączam się w nią ponownie.
Proszę pozwolić mi sprecyzować pewne rzeczy.
Mówiąc, że polecane książki mogą wyrządzić szkody miałem na myśli bardziej metodę nauki czytania.
Zapewne w tych książkach nauka literek jest urozmaicona świetną i rozwijającą zabawą. Niestety jednak pozostaje to tradycyjna metoda, w której dzieci zaczynają naukę od abstrakcyjnej i pozbawionej znaczenia jednostki jaką jest litera.
Ponieważ mózg najtrudniej zapamiętuje rzeczy abstrakcyjne to też tego typu metoda całą uwagę koncentruje na zapamiętaniu abstrakcji, którą dopiero po jakimś czasie złożą w coś bardziej konkretnego.
Krytykuję samą metodę, a nie książki i chciałbym żeby to było jasne.
W metodzie Domana, która ani nie jest nowa, ani nie jest na topie, dzieci zaczynają od nauki jednostki, która ma znaczenie. Na Przykład poznają cały wyraz „nos”, „oko” i inne. Ĺ¹czy wyraz „oko” z brzmieniem słowa i obrazem oka. Widzi wyraz „oko” i wie o co chodzi. Literki w tej metodzie poznawane są na końcu, a nie na początku.
Metoda ta wykorzystuje tendencję umysłu do poznawania zagadnienia od ogółu do szczegółu.
Mówiąc o fizyce kwantowej nie miałem na myśli trudności w nauce tylko pojęcia abstrakcji.
Czy ilość słów jest tylko kwestią sloganów reklamowych?
Ja uważam, że efektywność z jaką pracujemy z tekstem drukowanym bezpośrednio wpływa na sukces zarówno zawodowy jak i osobisty.
Czy mądrość, to nie jest wiedza zastosowana w praktyce?
Dzieci uczone metodą literkową czytają maksymalnie z prędkością 230 słów na minutę i tym samym mają ograniczoną możliwość przyswajania nowych informacji.
Dla dziecka nie ma wielkiego znaczenia czy bawi się literkami czy słowami.
Różnica polega na tym, że w czasie gdy jedno dziecko pozna zapamięta 5 nowych literek, to inne dziecko pozna 20 nowych wyrazów…
OCZYWIŚCIE zrealizowanie potencjału dziecka zależy przede wszystkich od relacji tego dziecka z rodzicami, ale po co w takim razie ograniczać dziecko średniowiecznymi metodami nauki czytania?
Skoro kocha się dziecko to chyba warto dawać mu lepsze możliwości nauki niż miały dzieci w 1846 kiedy to Prusacy wymyślili sobie, że wszyscy będą uczyć się literek.
Pozdrawiam
W dużej części się z Panem zgadzam. Również jestem zdania, że metoda Domana może przynieść dziecku wiele pożytku. Jak już pisałam, nie miałam okazji jej wypróbować na swoich dzieciach, więc nie mogę gwarantować jej skuteczności, ale znając całą otoczkę teorii i badań, jakie temu towarzyszyły, jestem pewna, że warto ją zastosować.
Nie wiem, czy Pan się ze mną zgodzi, ale rodziców można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to rodzice nowocześni, którzy z pełną świadomością szukają nowych rozwiązań, poświęcają wiele czasu na edukację dziecka, są gotowi porzucić utarte schematy, by spróbować czegoś nowego. Tym jak najbardziej polecam metodę globalnej nauki czytania ze względów, o których Pan już wspominał.
Istnieją jednak rodzice tradycjonaliści, bardzo nieufnie podchodzący do nowych metod, rodzice, którzy nie będą eksperymentować, bo albo odczuwają lęk przed czymś nowym, albo nie potrafią zmienić utartych schematów zakorzenionych we własnym światopoglądzie, albo nie mają czasu lub pieniędzy, by się w nowe metody zagłębiać. Bez względu na to, czy nam się to podoba, czy nie, tacy rodzice byli, są i będą. I raczej ich nie zmienimy, bo na dorosłych, ukształtowanych ludzi mamy niewielki wpływ lub żaden.
Wśród nich są tacy, którzy są chętni dziecku pomóc i poświęcić mu czas. Jednak gdy zobaczą ulotkę o szybkim czytaniu czy stronę w internecie o nowej metodzie nauki czytania, nawet na to nie spojrzą. Nie oszukujmy się – takich rodziców jest wielu. Więc niech robią cokolwiek, by nie zostawiać dziecka jedynie „na pastwę” suchej szkolnej edukacji. Cokolwiek, by włączyć się aktywnie w rozwój swojego malucha. Nawet gdyby to miała być tak krytykowana przez Pana zabawa literkami. 🙂
A trzecia grupa rodziców? To ci, którzy uważają, że szkoła załatwi wszystko. Ci, którzy nic nie robią, bo tłumaczą się brakiem czasu, brakiem pieniędzy, własną niewiedzą („ja w tym dziecku nie pomogę, bo sam z tym miałem problemy”) lub wynajdują cały szereg innych wymówek.
Mój serwis jest przeznaczony dla WSZYSTKICH rodziców. Dlatego będę przedstawiała różne metody – i te nowoczesne, i te tradycyjne.
Bardzo się cieszę, ze Pan poruszył ten temat i przedstawił swój punkt widzenia, bo da to moim czytelnikom sporą dawkę wiedzy i możliwość szerszego spojrzenia na sprawę nauki czytania oraz zachęci – mam nadzieję – do dalszych poszukiwań. Ja na pewno do tematu czytania powrócę w swoim serwisie jeszcze nie raz, także do metody Glenna Domana.
Jeszcze raz dziękuję za cenny komentarz
i pozdrawiam serdecznie.
Ja sama bardzo wczesnie zaczelam czytac (nauka literek), nawet nie pamietam kiedy sie to zaczelo, duzo czytalam jako juz 5-6 letnie dziecko ksiazki takie jak nauka o gwiazdach iplanetach czy biblia, oczywiscie w wydaniu dostepnym dla dziecka i musze powiedziec ze to mialo wielki wplyw na moje obecne zainteresowania i zycie i faktycznie pamietam z wlasnego doswiadczenia ze ksiazki byly dla mnie fascynujące. Jednak zapoznajac sie z metoda Glena Dmana, uwazam ze przynosi ona o wiele lepsze efekty(dziecko czyta szybciej) niz metoda literkowa, dlatego w ten sposob postanawiam uczyc mojego synka ,ktory sie wkrotce urodzi .Uważam, że w obecnej erze informacji taka umiejetność jest niezmiernie istotna. Jakiejkolwiek jednak metody by nie wybrać, zrobimy lepiej, niż gdyby nie robić nic.O samej metodzie mogą i powinni jak najbardziej zadecydować sami rodzice.Najwazniejsze to być otwartym na nowe(czyli jeszcze dla nas nieznane), chciec samemu poznawać i zdać sobie sprawę z tego ,że naprawde warto poświecić czas swojemu dziecku, że to nie będzie nigdy czas stracony, a naprawde mamy go niewiele.
Pozdrawiam i zachecam do pracy z maluchami nad rozwojem ich osobowości i inteligencji a przede wszystkim wrażliwości na otaczający je świat.
Pani maluszek ma wspaniałą mamę :-). życzę wielu radości na drodze wychowywania i kształcenia synka. Będzie mi bardzo miło, gdy za 2 – 3 lata wpadnie Pani tu znowu i opowie trochę o wrażeniach ze stosowania metody Domana. Na pewno warto propagować to, co jest dobre i przynosi pozytywne efekty.
Pozdrawiam serdecznie.
Nauczyłem syna razem z żoną czytać w wieku 3-4 lata. Nie pamiętam obecnie jak na to wpadliśmy ale była to świetna zabawa i tylko zabawa żadnych aspiracji uczynienia z dziecka geniusza. Syn ma obecnie 14 lat wiele sukcesów w nauce między innymi z matematyki których nie będę wymieniał bo nie o to chodzi chcę tylko podzielić się wrażeniem że warto.
Czy były jakieś minusy ? TAK! Warto też o tym powiedzieć.
Nie jestem psychologiem ale tak z własnych obserwacji i rozmów przeprowadzonych z synem kiedy był jeszcze młodszy , miał problem porozumienia się z rówieśnikami którzy jednak w znakomitej większości nie umieli czytać. Ba nawet nie znali liter. Oczywiście to jak najbardziej normalne. Inne zabawy,zainteresowania. pewnie to nie norma ale jednak. (zmieniło się to później w ostatnich klasach podstawówki , wspólnym zainteresowaniem stała się piłka nożna ) W dalszym rozwoju pomagali dziadkowie i rodzina ,znajomi – świadomie lub nie. Obecnie mamy córkę pięć lat która też świetnie czyta od ponad roku choć było to już bardziej świadome nauczanie ale też przez zabawę.
Wykorzystuje swoje umiejętności w komputerze czasami „lepiej” jak my.
Porusza się w wirtualnym świecie bardzo wprawnie (oczywiście pod naszym czujnym okiem nigdy sama) co niestety nakłada na nas dodatkowe obowiązki ale też przyśpiesza jej samorozwój bo tak bym to nazwał.
Ale to znów podobna historia jak u syna inne zainteresowania, lalki rzadko bardziej lubi zagrać w remika lub eurobiznes.
Całkiem inne zabawy bo przecież należy pamiętać że dzieci w tym wieku przeważnie nie umieją czytać.
Jestem ciekaw jakie doświadczenia w tym temacie mają inni rodzice?!
pozdrawiam
Szkoda, ze wypowiedzi urywaja sie w 2009 roku. Komentarz Pani Agaty z 2007 roku byl bardzo pozytywny jesli chodzi o wczesna nauke na podstawie Glenna Domana. Ja jestem mama dwoch chlopcow: 3 latka i 13 miesiecy. Moj starszy syn uwielbia jezyki: zna j. Polski, angielski, chinski i hiszpanski. Podobnie mlodszego ucze tych samych jezykow. Metoda ta jest czyms niesamowitym. Zawsze bylam pod wrazeniem mozliwosci mozgu a wiek niemowlecy to najlepszy start na nauke i rozwoj „synapsis”. Ja jestem pod wrazeniem w jaki sposob moj starszy syn szybko przyswaja nauke przez slowa czytane z ksiazek czy przez edukacyjne DVD. Eaton ma 3 latka a chodzi po domu i mowi o naturalnym obiegu wody! Jest wesolym chlopaczkiem a nasza nauka opiera sie na zabawie i pokazywaniu flashcards. Jego rozwoj jest niesamowity. Przyznam tez ze smutkiem ze poprawia mnie juz w j angielskim …(mieszkamy w USA) Nie wiem jak dlugo bede mogla uczyc go „homeschooling” bo taki mam plan. Ale wierze, ze z jego mozliwosciami bedzie on w stanie uczyc sie sam juz niedlugo.
Przyznam, ze gdyby nie reklama „your baby can read” chyba nigdy nie dowiedzialabym sie o metodzie Glenna Domana, ktora zawitala w naszym domu. Goraco polecam! Przezyc mozna niesamowite momenty z dzieckiem.
Pozdrawiam
Marta