Na dworze zimno i dość ponuro… Druga połowa jesieni sprzyja niestety różnorodnym dołkom emocjonalnym 😉 . Najważniejsze, by nie ulegać biernie huśtawkom nastrojów. Trzeba zawsze pamiętać, że mamy realny wpływ na nasze własne samopoczucie. Każdy ma swoje sposoby na jesienne smutki – trochę pisaliśmy o nich w artykule dla dzieci „Na jesienne popołudnia”. Warto ubarwić świat wokół siebie, a także wykorzystać wieczory do tego, by zanurzyć się w ciepłym, miękkim fotelu i poczytać jakąś ciekawą lekturę 🙂 .
Dostałam dziś maila od użytkowniczki naszego serwisu, którego fragment przytoczę, bo jest bardzo na czasie:
„Pracuję w świetlicy środowiskowej i wykorzystuję różne materiały w swej pracy, dzieci ostatnio pokochały Wasze smoki.Cieszą mnie też gotowe materiały z ortografii. Zawsze to jakaś odskocznia od nudnych lekcji w szkole. Żeby nie było tak całkiem smutno, polecam malowanie liści i ozdabianie nimi każdej wolnej przestrzeni. Zresztą już zima do nas zagląda, a ona jest dla dzieciaków (pod warunkiem, że jest śnieg) prawdziwą radochą.
Ostatnio wróciłam do lektury pt.”Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić? Jasne reguły pomagają wychować”. Mając troje dzieci (2 dorosłych) uważam, że sposób naszego mówienia do dzieci stanowi jedną z podstaw ich wychowywania. Oczywiście najważniejsze są nasze działania. Słowa, które nie mają pokrycia w czynach są ględzeniem, którego dzieci nie słuchają. Polecam książkę zagubionym rodzicom.
Pozdrawiam serdecznie Danuta”
Sama nie czytałam tej książki, ale myślę, że warto kierować się przy wyborze lektury rekomendacjami innych. Możesz znaleźć tę pozycję w internecie, autorem jest Robert MacKenzie.
Jak już mowa o użytkownikach, to dziś zajrzałam z ciekawości na jedną ze stronek, na których jest link do naszego serwisu. Jest to blog zatytułowany Mali odkrywcy, prowadzony przez mamę, która opisuje, jak wygląda edukacja domowa jej dzieci. Nie każdy pewnie wie, że pod wyrażeniem „edukacja domowa” kryje się edukacja BEZ (POMOCY) SZKOŁY. Co niektórzy by nawet powiedzieli – edukacja, w której szkoła NIE PRZESZKADZA 😉 . Sama – przyznam szczerze – dowiedziałam się o idei edukacji domowej zupełnie niedawno. Jestem pełna podziwu dla rodziców, którzy decydują się na taką formę kształcenia dziecka – wymaga to niewątpliwie dużo czasu, zaangażowania, wiedzy, no i przede wszystkim chęci.
Ale wracając do Małych odkrywców – jeśli uważasz, że rodzic nie jest w stanie zastąpić szkoły, to koniecznie zajrzyj na ten blog. Jeśli wierzysz, że jest w stanie, to i tak zajrzyj 😉 Autorka opisuje dokładnie, jakie zabawy czy ćwiczenia przeprowadza ze Stasiem – swoim synkiem, zamieszcza jego prace, podaje dużo ciekawych informacji, które można wykorzystać przy zabawie z własnym maluchem. Blog jest prowadzony od niedawna, ale już jest kopalnią ciekawych pomysłów. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy rodzic dysponuje dużą ilością czasu, ale warto zarezerwować w ciągu tygodnia choć kilka(naście) kwadransów, by przeprowadzić taką mini-edukację domową swojego małego geniusza. Świetna sprawa. I jest to także sposób na jesienną chandrę, bo nie ma lepszego lekarstwa na smutki niż aktywne działanie, czas spędzony z rodziną i uśmiech szczęśliwego dziecka, które przez chwilę posiada mamę czy tatę tylko dla siebie 🙂
Komentarze (0)