Szkoła to wylęgarnia frustratów

marzec 17, 2010 | Opublikowany przez Jolanta Gajda w Rodzice i dziecko

Być może nie każda szkoła. Nie wiem. Ale te, które obserwuję, to wylęgarnie frustratów.

Jakie jest zadanie szkoły? Przekazać wiedzę. Ale chyba także przygotować w pewien sposób do życia. Do podejmowania różnych wyzwań, do radzenia sobie z niepowodzeniami, do tego by osiągać w życiu sukcesy. Bo każdy człowiek ma w sobie wystarczający potencjał i zasługuje na to, by osiągać sukcesy.

Jednak żeby nauczyć dziecko zaradności życiowej, nauczyciel (w szerokim pojęciu – czy to będzie szkolny nauczyciel, czy rodzic, czy dziadek, który prowadzi z dzieckiem dyskusje o życiu) – nauczyciel powinien sam być człowiekiem sukcesu. Kucharz nie nauczy ucznia szycia, jeśli sam nie ma o nim zielonego pojęcia. Motorniczy nie nauczy ucznia latania samolotem, jeśli sam nigdy tego nie robił. Nauczyciel szkolny nie nauczy dziecka tego, jak osiągać sukcesy, jeśli sam jest człowiekiem sfrustrowanym i niezadowolonym z życia. A niestety większość nauczycieli JEST NIEZADOWOLONYCH Z ŻYCIA. Jeśli Ty jesteś nauczycielem i jesteś pełen pasji, entuzjazmu i kochasz to, co robisz, to przepraszam. Jesteś tym wspaniałym wyjątkiem, którego entuzjazm i tak zostanie z czasem przygaszony przez SZKOŁĘ jako SYSTEM. Bo w systemie, żeby dobrze funkcjonował, wszystkie części mechanizmu muszą kręcić się zgodnie, według tego samego rytmu. Jeśli jedna część odstaje, to trzeba ją dostosować do reszty systemu.

Przykład 1 – Matematyka.
Pani Iksińska trafiła jako nauczyciel do szkoły o tak zwanym wyższym poziomie wymagań. W szkole tej są uczniowie wyselekcjonowani, którzy musieli przejść przez test kwalifikacyjny sprawdzający ich predyspozycje. Owa Pani chce sobie wyrobić autorytet. Jak to robi? Narzuca swój sposób rozwiązania każdego zadania. Inne sposoby NIE ISTNIEJĄ. A jak istnieją… to i tak nie istnieją 😉 Uczeń nie ma żadnej możliwości sam dojść do tego, jaką metodą można zadanie rozwiązać. Po co ma dochodzić, skoro istnieje jedna, jedynie słuszna metoda? Jeśli zastosuje inną, otrzymuje jedynkę, bo Pani nie ma na tyle dobrej woli (a myślę, że także i wystarczającej kompetencji), żeby prześledzić tok rozumowania ucznia.

Czy Ty możesz sobie wyobrazić, jakie to ma konsekwencje? Szczególnie dla tych zdolnych uczniów, którzy mieli – przychodząc do tej szkoły – olbrzymi potencjał? Zero myślenia, zero kreatywności, zero rozwoju. A przecież to właśnie w szkole powinniśmy mieć SZANSĘ ROZWOJU?

Nauka życiowa z takich lekcji dla ucznia:
1. Każdy problem ma tylko jedno prawidłowe rozwiązanie.
2. Szukanie innych rozwiązań jest karane czy – w najlepszym przypadku – nieopłacalne.
3. Rozwiązania niestandardowe są złe.
4. Nie ma sensu myśleć, bo i po co?

Przykład 2 – Fizyka
Uczeń przygotowuje się do sprawdzianu. Ponieważ nie do końca rozumie jakieś zagadnienie, na sprawdzianie jego rozumowanie poszło złym tokiem i dostaje jedynkę. Nie jest zadowolony z tej jedynki. Chce wziąć sprawy w swoje ręce i coś z tym zrobić. Prosi kolegów, by mu wytłumaczyli temat i rozumie już gdzie leżał błąd w jego pojmowaniu. Chce poprawić ocenę i idzie do nauczyciela z pytaniem, co może zrobić, by otrzymać szansę na poprawę oceny. Jesteś ciekaw, co odpowiedział nauczyciel? „Dla śmierdzących leni nie mam sposobów na poprawę oceny”. Brzmi niewiarygodnie? A jednak jest to cytat prawdziwy.

No dobrze. Jaką naukę życiową wyciąga uczeń z tej lekcji?
1. nie warto podejmować inicjatywy.
2. nie warto podejmować prób naprawiania swoich błędów.
3. nie warto wychodzić do innych ludzi z prośbą, czy propozycją, bo spotkam się z odrzuceniem.
4. nie warto podejmować żadnego wysiłku, bo przecież jestem śmierdzącym leniem.

Jakże łatwo jest postawić uczniowi jedynkę. Jakże łatwo jest mu powiedzieć, że do niczego się nie nadaje. To przecież nic nie kosztuje.

O wiele trudniej jest zachęcić ucznia do myślenia, bo a nuż okaże się, że w pewnych sprawach jest mądrzejszy lub bardziej błyskotliwy ode mnie? A nuż wyjdą jakieś moje braki?

Zdemotywować ucznia jest bardzo łatwo. Wystarczy powiedzieć parę krzywdzących słów. Jeśli uczeń nie ma oparcia w rodzinie (co się niestety często zdarza), to zostaje skrzywienie na całe życie. Rośnie kolejny frustrat.

Żeby ZMOTYWOWAĆ ucznia do myślenia, działania i rozwoju, potrzeba czegoś znacznie więcej, niż studiów magisterskich z danego przedmiotu. Potrzebna jest elementarna wiedza z zakresu inteligencji emocjonalnej i psychologii osiągnięć. Nauczyciel, który ma tę wiedzę, zdaje sobie sprawę, że marchewka jest lepsza niż kij, czyli nagroda jest skuteczniejsza od kary. Jeśli zadasz sobie choć odrobinę trudu, by poznać ucznia, to nawet wtedy, gdy on nie przepada za Twoim przedmiotem, możesz mu dać takie wyzwania, które go uskrzydlą. Dadzą mu poczucie tego, że może dać z siebie coś wartościowego. Wystarczy, że wykorzystasz do tego jego pasje, zainteresowania i umiejętności. Wszystko da się połączyć.

Jeśli postawisz uczniowi jedynkę i powiesz z życzliwością w głosie: „Teraz nie poszło ci najlepiej, ale wierzę w ciebie. Jestem pewien, że dasz sobie radę i wkrótce to poprawisz.” – jak myślisz, jaki będzie efekt? A jeśli temu samemu uczniowi powiesz ironicznie – „Znowu jedynka, ale czegóż innego mogłem się po tobie spodziewać…” – jakie to przyniesie rezultaty?

Nauczyciel to też człowiek. To prawda. Może mieć swoje gorsze dni, zły humor, tragedie rodzinne, problemy zdrowotne i wszelkie inne ludzkie przypadłości. Jednak wszyscy mamy takie problemy. Gdy do biura wpadnie Pan Igrekowski, którego roznosi złość i frustracja spowodowane problemami w domu, ktoś mu po prostu powie –„Weź się w garść, chłopie” albo „Wyluzuj i przestań się wyładowywać na niewinnych ludziach”. Dorosły dorosłemu powie, co o nim myśli i da mu mniej lub bardziej delikatnie znać, by coś ze sobą zrobił. A nauczyciel w szkole? Może wyładowywać swoje frustracje bezkarnie, bo nikt z uczniów nie odważy się powiedzieć „Wyluzuj kobieto. To nie jest moja wina, że masz problemy osobiste”. Najgorsze jest to, że jakby tak powiedział, to miałby rację. Bo każdy dorosły człowiek powinien nauczyć się dojrzałego i odpowiedzialnego radzenia sobie z własnymi problemami. Ale do tego znowu jest potrzebna inteligencja emocjonalna. Może zamiast inwestować w komputery, które i tak nie są w szkole wykorzystywane, zainwestować w szkolenia z inteligencji emocjonalnej dla nauczycieli?

Podałam wyżej tylko kilka przykładów niekompetencji nauczycieli. Jest ich znacznie więcej i prawdę mówiąc można by było na ten temat napisać książkę. Nie chcę przez to powiedzieć, że wszyscy nauczyciele są źli. Nie chcę też, żeby to zostało odebrane jako atak. Z SuperKid także współpracują nauczyciele i są to wspaniali ludzie, którzy z pasją wnoszą swój wkład w ten serwis. Również wśród użytkowników jest sporo nauczycieli i wierzę, że wielu z nich to także wspaniali ludzie.

Ten wpis to po prostu mój krzyk bezsilności na to, co obserwuję wokół siebie.

To NIE ocena w szkole jest najważniejsza. To nawet NIE to jest najważniejsze, jakie szkoły uczeń ukończy i z jakimi wynikami. Ważne jest to, jak będzie przygotowany do życia.

Zupełnie niedawno miałam okazję rozmawiać z pewnym ojcem, który został zwolniony z pracy (z przyczyn ekonomicznych) i bezskutecznie próbował znaleźć zatrudnienie gdzie indziej. Miał za sobą wiele rozmów kwalifikacyjnych, ale żadnych efektów. Czas mijał, a on był ciągle bez pracy. Był bardzo rozżalony – jak to możliwe, że on, z wyższym wykształceniem, nie może znaleźć pracy?! Słuchając tego człowieka, wiedziałam już na pewno, że z takim nastawieniem, czyli przywiązywaniem nadmiernej wagi do wartości studiów, człowiek ten nie osiągnie sukcesu życiowego. A możliwość dłuższej rozmowy z nim i zaobserwowania jego zachowań na zebraniu z rodzicami dały mi odpowiedź, dlaczego on nie może znaleźć pracy. Sama nigdy nie chciałabym mieć w zespole człowieka o podobnym nastawieniu do życia i ludzi i na pewno bym kogoś takiego nie zatrudniła. Dla mnie to był przykład typowego frustrata, o którym piszę w tytule tej notki.

Ten sam ojciec skarżył się, że nie ma kontaktu ze swoim nastoletnim synem. To taki częsty problem, prawda? Problemy z nastolatkami… A wiesz, jaki jest jedyny temat rozmów tego ojca z synem? OCENY. Ten sam człowiek, który widzi, że szkolna edukacja nie daje gwarancji otrzymania zatrudnienia, interesuje się tylko tym, dlaczego syn ma takie słabe oceny. Jak może mieć z tym synem kontakt, skoro NIC O NIM NIE WIE???

Nie wspieraj szkoły w hodowaniu frustratów. Daj swojemu dziecku wzór do naśladowania. Rozwijaj się i bądź z dnia na dzień coraz lepszym człowiekiem. Bądź dla dziecka prawdziwym przyjacielem, z którym może rozmawiać o wszystkim. Bądź dla dziecka nauczycielem, który je wspiera, dodaje wiary w siebie i buduje jego poczucie własnej wartości. Nauczycielem, który je zachęca i pozytywnie motywuje.

Mamy już w społeczeństwie wystarczająco dużo smutnych, niezadowolonych, sfrustrowanych ludzi, którzy żyją z dnia na dzień i są zmęczeni codziennością. Więcej frustratów nam nie trzeba.

Możesz śledzić komentarze dodawane do postu przez RSS 2.0 Możesz zostawić komentarz, lub trackback.

Komentarzy (18)

  • Małgośka pisze:

    Zgadzam się z powyższym, choć również nie uważam, że wszyscy nauczyciele źle postępują. Mój syn ma adhd i ma problemy z pracą na lekcji. Miał szczęście, że trafił na taką nauczycielkę, która go rozumie a jednocześnie nie odpuszcza mu, tzn. rozumie jego brak koncentracji, ale gdy zauważy, że „odpłynął” to mu delikatnie przypomina, że jest na lekcji i że trzeba pracować. Nigdy nie usłyszał od swojej Pani, że jest zły czy leniwy. Słyszy, że jest zdolny, mądry, i że musi dalej pracować.
    Niestety nie wszędzie można spotkać takich nauczycieli. Szukając szkoły dla syna słyszałam bardzo dużo opinii rodziców, których dzieci mają problemy z koncentracją, że ich dzieci są niechciane przez nauczycieli w klasie, a co gorsze nauczyciele wcale tego nie ukrywają. Bo liczą się wyniki klasy na tle szkoły, miejscowości, gminy, itd. Po co nauczycielow, szkole uczeń, który mógłby być bardzo dobrym uczniem, ale trzeba nad nim więcej pracować i nie wiadomo czy ta praca będzie miała owoce czli oceny. Mój syn ma dobre i bardzo dobre oceny mimo braku pracy na lekcji – ma bardzo podzielną uwagę, mimo to nauczycielka nie zostawia go samemu sobie, choć mogłaby sobie odpuścić, bo wynik w ocenach ma wysoki. Jestem jej bardzo wdzięczna i mam nadzieję, że takich nauczycieli będzie więcej.
    Pozdrawiam

  • barbetta pisze:

    To takie przykre, ale prawdziwe. Ja przeniosłam syna ze szkoły państwowej do społecznej, ponieważ sama czułam silny ból brzucha, kiedy wchodziłam do tamtej szkoły. Cały system opierał się na strachu. Począwszy od pani woźnej, poprzez panią sprzątaczkę,panią
    sekretarkę,panie nauczycielki a skończywszy na pani dyrektor, każda z tych pań miała tak nieprzyjemny wyraz twarzy i takie niezadowolenie na twarzy,że już to odbierało chęć przebywania w takim miejscu, nie mówiąc już o nauce. Rodzice niestety również nie są zainteresowani przyjemniejszym miejscem przebywania przez tak wiele godzin dla dzieci. Najweżniejsze są dobre oceny, uczęszczanie na kółka, średnia i coraz wyżej… Nowa szkoła nie spełniła niestety moich oczekiwań, mieliśmy szczęście, że syn ma cudowną wychowawczynię i to pozwoli nam dobrnąć tę szkołę do końca. Praktycznie nie ma żadnej alternatywy w Trójmieście. Ja pragnę miejsca dla mojego syna, gdzie będzie się czuł bezpiecznie, w którym przebywają przyjaźni mu ludzie, którzy chcieliby mu pomóc zdobyć wiedzę, a zarazem daliby przykład swoją osobą, że indywidualność, uważność na innych ludzi, empatia, to są też bardzo ważne cechy, które pomagają nam i innym lepiej żyć. Już wiem, że wymagam za wiele i moje pragnienia nie mogą być spełnione w polskiej szkole.Pozdrawiam serdecznie.

  • Sylwia pisze:

    Witam,
    Zgadzam się w tym temacie na 100% i w związku z tym dwójka moich dzieci zabrałam ze szkoły i prowadzę nauczanie domowe.Moja decyzja, tzn. nasza jako Rodziców, była i jest wiele razy krytykowana, ale się nie poddaję.Chcę, aby nasze dzieci miały rozwojowe i wielokierunkowe nauczanie bez lęku, poniżania i zastraszania.Znam nasze dzieci bardzo dobrze, ich talenty,możliwości,marzenia,też ograniczenia i słabości, w tym nauczaniu staram się,aby same to dostrzegały i pracowały nad swym rozwojem.Szkoła nie jest dla mnie miejscem, które daje możliwości, więc nie mam wątpliwości co do decyzji o nauczaniu domowym.Pozdrawiam.

  • Helena pisze:

    Witam! Z tą fizyka to trafione w dziesiątkę, jakbym czytała o LO w moim mieście. pan za wszelką cenę udowadnia, że młodzież nic nie umie. Córka w gimnazjum miała piątkę, bez naciągania itp. LO zaczęła dobrze, ale obecnie ma na przemian 1,2,4, nie chce iść na korepetycje, twierdzi, że klasowe orły dopełniaja wiedzę na korkach, ale bez efektu u tego nauczyciela. Córka miała problemy żołądkowe, a gdy wyartykuowałam, że może mieć 2 byle zdała, problem boleści się skończył, nadal stara się lecz bez strachu. Pozostał tylko żal, że tyle wcześniej osiągnęła i ulubionej w gimnazjum fizyki na maturze nie będzie zdawać. W tej szkole problemy zamiata się pod dywan, a alternatywy nie ma w mieście. Pozdrawiam

  • Dorota pisze:

    A ja mam inną opinię o szkole moich dzieci. Na dodatek to zwykła szkoła państwowa w Gdańsku. Dużo zajęć dodatkowych dla chętnych(TYLKO) uczniów, wspaniała reedukacja dla słabeuszy, logopeda, świetlica socjoterapeutyczna, którą dzieci uwielbiają itp.
    Mam w domu dyslektyka, więc wiem co to znaczy praca z dzieckiem ale gdy idę na wywiadówkę to miło mi słyszeć od nauczycielki, że widać pracę w domu, że warto teraz poćwiczyć to i to.
    Możliwe, że trafiliśmy na super nauczycieli, możliwe że mamy wyjątkowo chętne do wszystkiego dziecko (pomimo trudności) jednak są też rodzice którzy trochę hamują szkołę. Wiecznie niezadowoleni z każdego wyjścia poza szkołę, z każdej wycieczki bo dzieci stracą 1 godzinę angielskiego. Jakby nauka płynęła tylko z tablicy i podręcznika.
    Może trzeba samemu spojrzeć inaczej i nie pokładać wszystkich nadziei w szkole? W naszym dorosłym życiu też spotykamy dziwnych sfrustrowanych ludzi i musimy z nimi współpracować.
    Zgadzam się aby pokazać dziecku, że my rodzice jesteśmy spełnieni, jesteśmy ludźmi sukcesu (cokolwiek robimy) i zawsze gotowi do współpracy z drugim. Nie jest to proste ale będzie nam i im łatwiej.

  • Dorota pisze:

    Moja opinia na temat podejścia nauczyciela w stosunku do dziecka jest negatywna . Mam dziecko , które jest po przejściach (rozwód rodziców)zmiana miejsca zamieszkania , dziecko chodzi do szkoły na wsi(miało zaległości w nauce) próbowałam pewne rzeczy w nauce nadrobić lecz ze strony nauczyciela i wychowawcy nie było zaangażowania do pomocy a wręcz sama musiałam nadrabiać zaległości i zwracałam nauczycielowi uwage na słabsze strony .Liczyli się tylko uczniowie z bardzo dobrymi ocenami i jest tak nadal.

  • kaki pisze:

    Witam! to co czytam mnie przeraża.Moja córka(4,5 l.) od września chodzi do szkoły,(na szczęście nie mieszkamy w Polsce)i jest bardzo szczęśliwa.Na początku była zamknięta w sobie ale po krótkim czasie dowiedziałam się ,że przez to że może się przytulić do nauczycielki i czuje w niej oparcie w szkole uczestniczy aktywnie w zajęciach.Za każdy ,nawet mały postęp jest nagradzana.Uwielbia szkołe.Ja też nie wspominam miło edukacji i tego się dardzo bałam.Dzięki za świetną stronę z której korzystamy codziennie.Juz się boję że zabraknie nam zadań.Córcia bez żadnego przymusu rozwiązuje zadania i prosi o jeszcze.Moja siostra z córką ma problem bo ona nawet nie chce odrabiać lekcji,nie mówiąc o czymś dodatkowym.Niestety takie są realia w Polsce i naprawdę współczuję.Pozdrowienia.

  • Monika pisze:

    Witam.
    Czy szkoła to wylęgarnia frustratów? Tak. Sama jestem nauczycielem i często rozmawiam z uczniami. Te rozmowy są bardzo przytłaczające. Najczęściej zadawane pytanie brzmi „po co?” . Po co mamy się uczyć, skoro nawet ludzie po studiach nie mogą znaleźć pracy. Po co ta matematyka na maturze, komu ona jest potrzebna? Dla mnie jako nauczyciela najtrudniejszym zadaniem jest zmotywowanie takiego ucznia. W naszym szkolnictwie należy zmienić nastawienie do szkoły. Uczniowie (i rodzice niestety też), walczą nie o wiedzę ale o stopnie. Nie liczy się jak, ale ważne, że zdał do następniej klasy. To co obserwuję także u młodzieży to brak jakiejkolwiek pasji. Młodzież, w której nie ma życia. Młodzież, która nie potrafi rozmawiać o tym co ich interesuje. Młodzież, która patrzy na życie swoich rodzicó, nie podoba im się to życie, ale powiela te same błędy. Większość rodziców jakich spotykam, to zgorzkniali ludzie, przytłoczeni pracą, (albo jej brakiem), oboiwiązkami, sytuacją w domu, którzy nie motywują swoich dzieci.
    Dużym minusem szkolnictwa jest coraz bardziej nasilający się brak szacunku do nauczycieli, wynoszony w większości z domu. Oczywiście na szacunek każdy z nas pracuje sam, jednakże ciąglę słyszymy o bulwersujących sprawach, w kórych udział biorą nauczyciele. Wszelkie afery niekorzystenie wpływają na ocenę całego środowiska i owocują brakiem zaufania i szacunku do nauczycieli.
    Opisałam tutaj swoje środowisko pracy i moje obserwacje dotyczące szkoły z punktu widzenia nauczyciela. Jako mama 4- letniej córki nie potrafię jeszcze oceniać nauczycieli i szkołę jako rodzić. Pozdrawiam.

  • Jola pisze:

    Witam
    Zgadzam się z tą opinią. Szkoła jest miejscem dla dzieci, króre odpowiadają zgodnie z oczekiwaniem nauczyciela, własna wyobraźnia nie jest mile widziana (można się nabawić kompleksów). Jest miejscem dla nauki „pod” konkursy i testy. Sama postanowiłam zadziałać, by ustąpiły bóle brzucha i głowy mojego syna. Razem próbowaliśmy rożnych zajęć oferowanych przez pozaszkolne, prywatne szkółki i syn uczęszcza na takie zajęcia, z których wraca „uskrzydlony”, dzięki którym nabrał dystansu do szkoły a także doświadczenie, że do tematu nauki można podchodzić w różny sposób.

  • jola pisze:

    Ja też nie mam dobrych wspomnień z lat szkolnych mojego dziecka, no przesadzam pierwsze klasy były super, im dalej w las tym niestety gorzej.Szkoła to cała infrastruktura, ludzie itp, bardzo wiele zależności które niestety są niezgrane. Właściwie wszystko jak zwykle to brak prawdziwych funduszy, między innymi żeby klasy nie były przeładowane.Dzieci tylko widzi się te najbardziej zdolne, resztę traktuje się jak czubków, zupełnie zbędnych, i to właśnie Ci frustraci, tak zgadzam się dzisiejsze szkoły płodzą frustratów!

  • Magdalena pisze:

    Kiedy patrze na moją córkę, to nie wierze, że szkoła to wylęgarnia frustratów. Ale wiem, że jej nauczyciele są wyjątkowi, bo .. pogodni i kulturalni. Za to frustrację, złość i cwaniactwo dzieci (II klasa) przynoszą z domów. O ile nauczyciela bardzo łatwo oskarżyć (1. wiem, że wiele z tych oskarżeń jest prawdziwych i 2. nie jestem nauczycielem), o tyle o rodzicach trudnych, deprawujących intelektualnie jakoś się nie wspomina. A to do nich należy wychowanie dziecka. Tymczasem uczniowie w I klasie atakują inwektywami dwa razy większych od nich chłopców z gimnazjum, a drugoklasiści krzyczą „strajkujemy, nie będziemy pisać opowiadania o dziewczynce, bo jesteśmy chłopcami”.
    Rzecz niezastąpiona, której mogą nauczyć rodzice, dziadkowie, opiekunowie – to ciekawość świata. Dziecko, które ją ma, będzie szukało wiedzy samo i szkoła go nie zniechęci. Tymczasem ilu rodziców ma swoje pasje? Ilu pokazuje je dzieciom, pozwala w nich uczestniczyć? Ilu spędza weekendy na czytaniu książek i sięga po encyklopedie albo wikipedie, żeby znaleźć odpowiedź na pytanie dziecka? Wśród moich znajomych, z których większość uważa się za ludzi sukcesu, obytych z kulturą i światem, widzę jedną taką rodzinę.
    nie usprawiedliwiam nauczycieli, a jedynie zaznaczam, że nie tylko w ich tkwi problem i zwykle nie od nich się zaczyna.

  • barbara pisze:

    scieraja sie w uzaleznieniach dwie sily/silny rodzic /i /zbuntowane dziecko/i zadna nie chce ustapic a walka jest przeciez o zycie,a tu nie mozna sie dogadac,rodzice nie obwinijajcie szkole,kolegow,dostepu do narkotykow,najwazniejszy jest wczesny kontakt emocjonalny z wlasnym dzieckiem,poswiecenie mu wiecej uwagi,milosc,zainteresowanie,oni naprawde tego potrzebuja,boja sie odrzucenia.

  • kasia pisze:

    Jestem matką 14-letniej dziewczynki. Horror, jaki przeżywałysmy w związku z rozpoczęciem nauki w gimnazjum jest nie do opisania. Sposób postepowania z dziećmi przez wielu nauczycieli przypomina raczej getto niż szkołę. Moja córka to również, jak napisaliście,dziecko po przejściach. Ja też takim dzieckiem byłam. Moja matka regularnie zapadała na depresje, awanturowała sie po nocach w napadach szału, przeżylam jej próbę samobójczą… Nikogo to nigdy nie interesowało. Nikt nie zapytał mnie nigdy, dlaczego przyszłam do szkoły z zapuchniętymi oczami i czy dam radę pisać klasówkę. W czasach, gdy moja córka chodziła do „podstawówki” nic się nie zmieniło. Na szczęście – jestem silnym człowiekiem, na szczęście miałam starszego brata, który starał się tłumaczyć mi pewne rzeczy i babcię, która bardzo dużo i o wszystkim ze mną rozmawiała. Na szczęście moja córka jest gadułą, a kiedy cierpi – krzyczy, płacze, nie śpi w nocy. Jednym slowem – nie dała mi niczego przegapić, dawała mi szansę zareagowac na czas. Na szczęście jest bardzo zdolna, bardzo inteligentna, bo przy licznych jej chorobach i bezmyślności oraz totalnego braku zaintersowania większosci nauczycieli, nie reprezentowałaby dziś takiego poziomu. To smutne.

    Jestem również nauczycielem z 12-letnim stażem pracy – w szkole publicznej i niepublicznej, również na stanowisku dyrektora. Niedalej jak kilka dni temu jedna z moich koleżanek opowiadała z satysfakcją swój „sukces” edukacyjny. Mianowicie: Lekcja polskiego, dyktando. Uczeń klasy IV ( z wywiadem rodzinnym nt schizofrenii, zaniedbany wychowawczo, nie badany w poradni, bo mama sobie nie życzy itp) odmawia przystąpienia do dyktanda. Sukces koleżanki polega na wystawieniu chłopcu oceny niedostatecznej za dyktando, którego nie pisał! Bez uwagi w dzienniku, bez rozmowy z rodzicem, dyrekotrem, pedagogiem szkolnym (a jest z kim rozmawiać jesli chodzi o dyrektora i pedagoga)! Tak po prostu. A może warto zastanowic sie, skąd się bierze takie zachowanie 10-letniego chłopca? Może trzeba zaproponować mu pomoc, zapewnić, że dyktando nie jest trudne, obiecać, że jak mu się nie uda, nauczyciel pomoże przygotować sie do poprawy oceny??? To rzeczy, których nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem.

    Prowadzę również warsztaty metodyczne dla nauczycieli. Spotykam różnych. Moim zdaniem, niezależnie od tego, jaka to szkoła, niepubliczna czy państwowa, ignorancja nauczycieli jest tu i tu podobna. W niepubliznej szkole walczyłam z kolegami, potem podwładnymi, którzy mając określony system oceniania, wystawiają ocenę według „widzi mi się”, a kiedy uczeń te ocene przelicza i wykazuje błąd nauczycielowi, ci, zamiast przeprosić za pomyłkę i poprawić stopień, jeszcze się na nim wyżywają, obrażają, a potem klasycznie gnębia. Mit nauczyciela jako pana i władcy, z którym i tak nie wygrasz, bo ci pokaże – nadal jest prawdziwy. Winny jest system: brak przemyślanej, efektywnej weryfikacji kandydatów na przyszłych nauczycieli (do tego zawodu trafia masa ludzi, nie posiadających predyspozycji psychologicznych i osobowościowych, ochrona prawna zatrudnienia nauczycieli (poczucie bezpieczeństwa, ze jestem mianowanym i tak nikt mnie nie zwolni, choć sama jestem nauczycielem, myślę, że w wielu nauczycielskich głowach przekonanie o nietykalności mocno miesza), również bezsilność nauczycielska (tu mam na myśli fakt, iż szkoła nie może „skierować” – jak dawniej – ucznia na badania, a wielu rodziców, zwłaszcza tych niewydolnych wychowawczo, tego nie robi; to powoduje frustrację, bezradność i nieporadne, szkodliwe reakcje pedagogów).

    Przykro mi, że jako czynny zawodowo nauczyciel nie mam dobrego zdania o polskiej szkole. Nie znaczy to oczywiście, że nie znam naprawdę świetnych, empatycznych i doskonałych pod każdym względem nauczycieli.Znam ich wielu. Jest ich jednak za mało 🙁 A ci, „mniej zdolni” pedagogicznie psują to, co tamci „zdolniejsi” w naszych szkołach zdziałają. A szkoda… Wielka szkoda. Ja nie przestanę się starać.Nie przestanę popełniać błędów i przyznawać się do nich.Będe walczyć o to, aby wizerunek polskiego nauczyciela uległ zmianie. Moze do emerytury mi się uda??? Moja córka, w polskiej szkole, jeszcze na pewno tej radości nie przeżyje 🙁

  • Pani Kasiu, dziękuję bardzo za ten komentarz i życzę Pani wytrwałości w realizowaniu własnej wizji pedagoga. Wiem doskonale, jak jest to trudne, gdy człowiek walczy z wiatrakami.

    Dziękuję także wszystkim innym osobom za bardzo wartościowe komentarze. Dobrze, że są i tacy nauczyciele, którzy wzbudzają naszą sympatię i szacunek. I tak, jak Pani Kasia napisała – szkoda że jest ich mniejszość. Tym trudniejsza jest ich praca i tym większy dla nich mój osobisty podziw.

  • Marzena pisze:

    W mojej szkole jest też tak, że uczy się pod konkursy i testy.Ważne są statystyki i końcowe wykresy.Dobry nauczyciel to taki, który dużo narzeka na uczniów i rodziców.Rozumienie ucznia i trudnej sytuacji rodzica jest niewskazane i postrzegane jako niekompetencja.Zostałam nauczycielem z zamiłowania, ale nie wiem czy jako pogodny,radosny nauczyciel, lubiacy dzieci dotrwam do emerytury .

  • anemone pisze:

    Szkoła faktycznie może stać się taką ‚wylęgarnią flustratów’.
    Ale mam wrażenie, że teraz jest już lepiej, niż kiedyś. I wydaje mis się, że częściej można spotkać nauczyciela ‚z powołania’. Może zależy to od szkoły, ale ja spotkałam wielu spokojnych i cierpliwych, którzy nie pozwalali odczuć uczniowi swojego własnego zniecierpliwienia czy zniechęcenia wynikającego z osobistych problemów. Może wynika to, z tego, że o problemie prawidłowego nauczania wiele się teraz mówi.

    Porównując do kiedyś, kiedy nauczyciel mógł odreagować bardzo fizycznie (chociaż która z przemocy jest gorsza)lub nawet do kwestii leworęczności- kiedy nauczyciel wręcz potwierdzał, że dziecko należy na siłę przestawiać na rękę prawą i zachęcał do nielogicznego zaprzeczania naturalnym preferencjom ucznia.

    Wiele kwestii jest wyjaśnionych, a nauczyciele chyba korzystają z tych wyjaśnień (: Nie mówiąc już o konkurencji pracy.
    Dla mnie szkoła od kwestii nauczycielskiej w przyszłości widzi się coraz coraz bardziej optymistycznie.

  • Krystyna pisze:

    Ze smutkiem muszę stwierdzić Jolu,że masz rację.
    Niestety różni są nauczyciele i różne szkoły.

  • Dorota pisze:

    A ja jestem zdania, że taki kram jaki Pan. Moje dziecko chodzi do gimnazjum w Głogowie. Nauczyciele są przyjaźni, oferta szkoły bardzo szeroka i… znerwicowana dyrektorka wrzeszcząca na młodzież. Jedna osoba rzucająca atmosferę jaka mogłaby być na kolana. Sytuacja przerażająca, kiedy dziecko wracając do domu opowiada o kolejnym popisie dyrektorki. Sama byłam świadkiem zajścia na korytarzu w trakcie przerwy czekając na wychowawcę. Wielokrotnie słuchałam opowieści córki, ale co innego słuchać a to zobaczyć. I gdzie jest kuratorium, urzędnicy sprawujący nadzór??? Nie wyobrażam sobie jak nauczyciele w tej szkole mogą pracować w takiej atmosferze i wpajać naszym dzieciom podstawy kultury osobistej.



Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *