Mali sfrustrowani geniusze

maj 15, 2007 | Opublikowany przez Jolanta Gajda w Rozwijanie umysłu

Ostatnio dzieci nie mają łatwego żywota… 😉 Już przedszkolaki wysyłane są na całą masę najprzeróżniejszych, dodatkowych zajęć. Angielski, niemiecki, pływanie, jazda konna, tenis i Bóg jeden wie, co jeszcze. Pamiętam jeszcze do dziś pewien artykuł w gazecie, opowiadający o prywatnych (oczywiście płatnych) przedszkolach warszawskich. Nie zdziwiło mnie rzecz jasna, że takie przedszkola istnieją, tylko to, że miejsca w nich są rezerwowane… na kilka lat wstecz. Czyli – mając rocznego bobasa w domu – rodzice (o pokaźniejszym portfelu) pędzą z dwuletnim wyprzedzeniem do eksluzywnego przedszkola, by zagwarantować tam dziecku miejsce.

Kolejny trend to rozpoczynać naukę dziecka jak najwcześniej. Najlepiej jakby umiało czytać i liczyć jeszcze zanim wyjdzie z kołyski. Rodzice wyszukują gorączkowo informacji na temat metod Glenna Domana, szukają kursów szybkiego czytania, powstaje wiele szkół, które mają rozwijać inteligencję i kreatywność małych dzieci.

Nie jestem przeciwna temu, by dbać o rozwój dzieci. Owszem, nawet uważam, że trzeba zapewniać im różnorodne stymulujące zajęcia. Tylko boję się, że to wszystko idzie trochę w złym kierunku. Tak jak dorośli mają swój „wyścig szczurów”, tak u dzieci zaczyna się coś w rodzaju „wyścigu szczurków”, napędzanego przez troskliwych(?) rodziców.

A przecież nie jest najważniejsze to, ile dodatkowych zajęć dziecko zalicza. Ani to, czy zaczyna naukę czytania w wieku lat trzech czy pięciu. Ważne jest to, czy dziecko ma rodziców, którzy znajdują dla niego czas, którzy zaspokajają jego ciekawość cierpliwie odpowiadając na jego pytania, uczą je przez wspólną zabawę i bawią się z nim przy wspólnej nauce. Ważne jest to, czy dziecko ma rodziców, którzy własną postawą i postępowaniem pokazują, jak czerpać radość z życia i z obcowania z innymi ludźmi, jak dostrzegać piękno otaczającego świata, jak cieszyć się ze zdobywania nowej wiedzy i rozwijania własnych pasji.

Jest jeszcze jeden problem, o którym niektórzy rodzice zapominają. Nasz system oświaty nie jest przystosowany do uczenia dzieci wybitnie zdolnych i ponadprzeciętnie inteligentnych. Jeśli będziemy w wieku przedszkolnym wtłaczać w dzieci wiedzę i trenować ich w przeróżnych umiejętnościach, zapominając o kształceniu w nich odpowiedniej postawy, o której pisałam wyżej i o rozwijaniu inteligencji emocjonalnej, możemy dziecko bardzo skrzywdzić. Dlaczego? Bo gdy mały geniusz trafi do „normalnej” szkoły, w której będą uczyły się „normalne” dzieci, nie poradzi sobie z nudą na lekcjach, brakiem wyzwań odpowiednich dla jego możliwości, nie poradzi sobie też z reakcjami rówieśników, którzy niespecjalnie lubią „kujonów” i bywają wobec nich dość okrutni. Stąd już krótka droga do sprawiania problemów wychowawczych. Rozrabiając, można przecież skutecznie zabić nudę i na dodatek przypodobać się kolegom…

Dlatego nie zapominajmy nigdy, że ten mały człowiek to przede wszystkim dziecko, które uczy się życia od podstaw. A życie to nie tylko znajomość języków obcych, tabliczka mnożenia i ilość przeczytanych słów na minutę…

Nauka życia to coś znacznie, znacznie więcej.

dziecko

Możesz śledzić komentarze dodawane do postu przez RSS 2.0 Możesz zostawić komentarz, lub trackback.

Komentarzy (6)

  • krystyna pisze:

    Little baby needs your help!!!
    I’ll be back soon.

  • I saw your entry about the baby. Poor little thing… It’s very sad that medicine is sometimes so helpless – especially with babies, who are so innocent and had little time to enjoy their lives…

  • krystyna pisze:

    Dobrze by było, gdyby każdy rodzic i nauczyciel mógł czerpać światło wiedzy z Pani
    pięknych artykułów.

  • krystyna pisze:

    Thank you for your quick respond.

  • Elżbieta pisze:

    Myślę,że Pani artykuł jest zbyt dużym i zbyt daleko idącym uproszczeniem.Normalna szkoła,normalne dzieci czyli jakie?
    Takie, którym rodzice nie poświęcali czasu, bo w szkole się nauczą?!
    Szkoła wychowa,szkoła nauczy a rodzice zajęci pracą i spłacaniem kredytów.Matki,które siedzą w domu zajęte sprzątaniem,gotowaniem i prasowaniem a dziecko przy okazji…Mojego syna uczyłam bardzo wcześnie. Nie stosowałam metody Glenna Domana, bo była mało znana, przynajmniej w moim otoczeniu a szkoda.Mój syn wszystkiego chętnie się uczył,kiedy chciał i z przyjemnością.Natomiast kiedy trafił do zerówki przyjemność nauki została w nim zabita.Pojawił się obowiązek!!! Nasze szkoły kiepsko uczą i jest z tym coraz gorzej,więc uczmy małe dzieci póki to lubią.

  • Pani Elżbieto,

    myślę, że chyba niezbyt dokładnie przeczytała Pani mój artykuł 🙂 Ja pisałam o tym, jak rodzice – wysyłając dziecko na kilka uczonych kursów, chcą zagłuszyć w sobie poczucie winy spowodowane tym, że nie mają czasu po prostu pobyć z dzieckiem. Nauka czytania z mamą a nauka czytania na kursie szybkiego czytania to dwie zupełnie różne rzeczy. Nauczenie dziecka tego, jak cieszyć się z nowo zdobytych umiejętności i z własnych postępów a wysłanie dziecka na trzy super drogie kursy to również coś zupełnie innego.

    Tak naprawdę cały serwis SuperKid, który stworzyłam i prowadzę, wyjaśnia, co miałam na myśli, pisząc ten artykuł 😉



Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *