Bo dzieciom potrzebny jest doping
październik 3, 2007 | Opublikowany przez w Rodzice i dziecko - (2 komentarzy)Wakacje pozostały już tylko wspomnieniem i najwyższy czas wziąć się ostro do roboty. To znaczy – chciałam powiedzieć – do nauki 🙂 . Skończyła się laba – i to nie tylko dla naszych pociech, ale też i dla nas – rodziców.
Bo z dziećmi – to jak ze sportowcami. Trzeba ich stale dopingować. Nie ma rodzicielskiego dopingu – nie ma motywacji. Możemy dzieciom nie wiem jak długo i jak wiele razy powtarzać, że od ich sumiennego podejścia do obowiązków DZIŚ zależą ich osiągnięcia JUTRO. To dla dzieci raczej czysta abstrakcja. Mówić o tym – owszem, trzeba, ale dodatkowy doping jest niezbędny 😉 .
Prawda jest taka, że w wieku do ok.12 lat dzieci uczą się głównie DLA RODZICÓW. Jeśli widzą, że ich osiągnięcia interesują tatę i mamę, jeśli rodzice okazują im dumę i radość z dobrych ocen oraz autentyczną troskę i chęć pomocy w przypadku słabszych stopni – wtedy dziecko zrobi bardzo wiele, by zadowolić rodzica. Dziecko jest spragnione pochwał, uznania, docenienia. My dorośli też jesteśmy tego spragnieni, tyle tylko, że to skrzętnie ukrywamy. Dzieci są na szczęście bardziej spontaniczne.
Towarzysząc swoim dzieciom w szkolnych zmaganiach, zauważyłam jeszcze jedną rzecz. Być może Ty także. Zainteresowanie wynikami to jedna sprawa, ale kolejna – równie ważna – to fizyczne uczestniczenie w procesie nauki w domu (bo w szkole – to już z natury rzeczy niemożliwe 😉 ). Szczególnie jest to istotne u dzieci w klasach 1-3. O ileż chętniej dziecko uczy się wierszyka, gdy powtarza strofki wspólnie z mamą. O ileż chętniej robi działania arytmetyczne, gdy obok siedzi tata i pokazuje, jak można sobie pomóc rysunkiem lub innymi „sprytnymi metodami”. Jeśli rodzice robią to z uśmiechem, nie szczędząc słów pochwał i zachęty, w dziecku rodzi się niesamowity zapał. Widzę sama jaka jest różnica w motywacji córki, gdy zadaję jej jakieś ćwiczonko do zrobienia i sama zajmuję się swoimi sprawami, a jak to wygląda, gdy siadam z nią przy stole i i to samo zadanie robimy wspólnie. To znaczy ona robi, a ja siedzę, uśmiecham się i chwalę ją, jak to jej świetnie idzie 😉 . Tego się w ogóle nie da porównać.
Jest oczywiście jeden problem – wszyscy jesteśmy zapracowani, wracamy późno do domu i nie mamy siły na to, by uczyć się z dzieckiem wierszyka czy robić z nim jakieś trywialne ćwiczenia. Nie zapominajmy jednak, że czas poświęcony dziecku to inwestycja. Inwestując swoje pieniądze, musimy zrezygnować z zaspokojenia jakichś zachcianek czy potrzeb, by móc odłożyć odpowiednie sumy i w przyszłości cieszyć się zyskami. Inwestując swój czas w naukę i wychowanie dziecka, także musimy czasem zrezygnować z drobnych przyjemności – obejrzenia filmu w telewizji, spotkania z przyjaciółmi, poczytania książki. Po to, by kiedyś być dumnym ze swojego dorosłego już dziecka. Tak, tak – już teraz, gdy tak siedzi z językiem na wierzchu, kreśląc w skupieniu koślawe literki, ważą się jego przyszłe losy 🙂 .
Jak znaleźć czas dla dziecka? Trzeba przejrzeć swój plan dnia i zastanowić się, które z czynności nie są zbyt ważne, z których możemy zrezygnować, by uzbierać godzinkę lub dwie na naukę z pociechą. Moim zdaniem ze spokojem można pominąć ścieranie kurzy czy porządki w szafach – to da się zrobić w weekend. Jak nie ten, to następny 😉 . Mozemy też pominąć oglądanie wiadomości w TV – wystarczy poczytać rano gazetę w drodze do pracy lub – jeśli jeździsz samochodem – posłuchać wiadomości w radiu. Drobnymi pracami domowymi trzeba sie dzielić z dziećmi – o zmycie naczyń czy zamiecenie pokoju można z czystym sumieniem poprosić syna czy córkę. Jeśli odmówisz przyjaciółce czy znajomemu wspólnego spotkania czy zrezygnujesz z obejrzenia kolejnego odcinka serialu, który tak namiętnie oglądasz – świat się naprawdę nie zawali 😉 .
Warto tak zorganizować swój czas, by jak najpełniej uczestniczyć w życiu dziecka. I da się to zrobić. Trzeba tylko chcieć.